Dawniej polską rzeczywistość opisywać miała literatura, potem także filmy i słuchowiska radiowe. Dziś takim zwierciadłem przechadzającym się po wyboistych gościńcach III Rzeczypospolitej jest telenowela. Rodzime tasiemcowe seriale bawią, komentują i uczą, jak żyć i po co. A nieodmiennie towarzyszą im piosenki, które stają się osobną formą wypowiedzi poetyckiej i muzycznej.
W środę, 15 listopada 2000 r., w 395 odcinku telenoweli „Klan” artystka dramatyczna Małgorzata Drozd, grająca Irenę, sprzedawczynię w butiku Moniki (Izabela Trojanowska), straciła pracę. Nie tylko w fabularnej fikcji, ale i w serialu. Stało się tak za sprawą listów od wielu zawiedzionych fanek „Klanu”, którym Drozd, wynajęta przez „A-Z Sp. z o.o., przegródka 3, Warszawa”, zagwarantowała, że schudną „3–5 kilo tygodniowo nie stosując żadnej diety”.
Każda większa stacja telewizyjna oferuje swoim widzom po 4–6 sitcomów. Ich entuzjaści całe dnie mogą więc trawić na podsłuchiwaniu śmiechów zza kadru i bawieniu się dialogami, nie zawsze najwyższego lotu. Sitcomy bywają jak czarodziejskie zwierciadła, w których można się przeglądać, dostrzegając wyłącznie brzydotę, wady i głupotę innych osób.
Kiedy George Clooney postanowił opuścić popularny na całym świecie serial „Ostry dyżur”, wydawało się, że jest to początek końca tej opery mydlanej z życia sfer medycznych. Producenci postawili wówczas na chorwackiego aktora Gorana Visznjicia i nie zawiedli się – aktor z Bałkanów doskonale zastąpił sławnego hollywoodzkiego amanta. Kariera byłego żołnierza, który bronił Chorwacji przed wojskami serbskimi, następnie najlepszego Hamleta w historii teatru swego kraju, wydaje się jak z bajki.
Telewidz pożera powtórki niczym stuletnie chińskie jaja, mlaskając przy tym z zachwytu i klepiąc się po brzuchu.
„Życie, życie, jest nowelą” – śpiewa w czołówce „Klanu” Ryszard Rynkowski, doprowadzając od dawna językoznawców do irytacji, ponieważ nowela, zgodnie z definicją, jest „jednowątkowym utworem literackim”. Telenowela zaś składa się z wielu wątków „raz przyjaznych, a raz wrogich”. Obie rodzinne telenowele „Klan” i „Złotopolscy” gloryfikują przeciętność, nadając jej walor ogólnopolskiego standardu. Widzowie za to właśnie je kochają.
Władysław Pasikowski chce zrobić nowy film o Hansie Klossie. Telewizyjna Dwójka nie bacząc na protest grupy kombatantów przypomina „Czterech pancernych i psa”. Rysownik Bogusław Polch zapowiada reaktywowanie komiksowej serii o kapitanie Żbiku. Jak to się stało, że bohaterowie PRL-owskiej kultury dla mas tak dobrze przyjmują się w warunkach kapitalistycznej kultury masowej?
Pewna stacja telewizyjna zorganizowała ostatnio ciekawy konkurs audiotele. Chodziło o rozstrzygnięcie, czy sitcom to: 1) rodzaj sitka, 2) serial komediowy, czy może 3) model krzesła. Właściwa odpowiedź powinna brzmieć: sitcom to serial komediowy dla leniwych. Nawet śmiać się nie trzeba. Kto chce, może wtórować rechotowi nagranemu na taśmę.
W latach 80. serca polskich telewidzów podbił brazylijski serial „Niewolnica Isaura”. Teraz serialowym hitem okazuje się meksykańska „Esmeralda”. Historia zdaje się powtarzać.