Zamiast solidnej rozrywki dostajemy serial zmarnowanych szans.
Brytyjski serial „Dojrzewanie” o 13-letnim zabójcy wstrząsnął polskimi rodzicami. Czy to się może zdarzyć u nas? Tak, bo docierają tu te same internetowe zagrożenia.
Dużo w języku inceli mroku, nihilizmu i seksualnej beznadziei.
„Dojrzewanie” – w pewnym sensie nieoczekiwanie dla twórców i Netflixa – okazało się wielkim przebojem, o którym widzowie chcą dyskutować. Co odnaleźliśmy w tej opowieści?
Przybywa produkcji obśmiewających (i monetyzujących) kondycję amerykańskiego show-biznesu, zjadającego własny ogon w poszukiwaniu pewnego zysku w niepewnych czasach.
Ciekawa rzecz, udanie łącząca ambicje z rozrywką.
Są jeszcze korty, stadiony i salony, na które Rosjan się wpuszcza. Grają wprawdzie „bez flagi”, za to reżim na Kremlu mocno im kibicuje.
Popkultura najpierw budowała wizerunek Elona Muska jako cybernetycznego mesjasza, teraz próbuje z nim walczyć.
Już po seansie kilku epizodów można pokusić się o parafrazę memicznego hasła: w świecie coraz słabszych adaptacji komiksowych bądź „Daredevilem”.
Przejmująca, solidnie nakręcona i pierwszorzędnie zagrana historia.