Kiedy niespełna trzy miesiące temu Vojslav Kosztunica odebrał władzę Slobodanowi Miloszeviciowi, wydawało się, że epoka jugosłowiańskiego dyktatora skończyła się raz na zawsze. Jugosławia szybko wyszła z międzynarodowej izolacji, a Zachód obiecał pomoc finansową. Tyle że na scenie politycznej znów pojawił się Miloszević i w dodatku zapowiada powrót do władzy.
W Kosowie, zaraz za granicą macedońską, kontrolowaną tego dnia przez Polaków i Niemców – nowe braterstwo broni? – albańscy chłopcy bawią się w wojnę karabinami skleconymi z patyków. Nie rzucą ziemi, skąd ich ród. Belgrad jest daleko, tu sprawy toczą się po swojemu.
Telewizja przestała kłamać z dnia na dzień, w gazetach piszą prawdę, nikt nie zagłusza radia Index i wyłączono podsłuch w telefonach. To sporo jak na pierwszych kilkanaście dni demokracji. Ale Serbowie i tak zaczynają mówić, że prezydent traci czas, a ich bierze cholera.
Vojislav Kosztunica. Prezydent Federacyjnej Republiki Jugosławii
Po raz pierwszy od wielu lat serbska opozycja czuje się zjednoczona i silna. Po raz pierwszy wszystkie jej działania są profesjonalne i przemyślane. Nie ma kłótni ani przepychanek. Po raz pierwszy udało się nakłonić do nieposłuszeństwa cały kraj.
O wojnie w Czarnogórze mówi się od czasu konfliktu w Kosowie. Przez ponad rok władze w Podgoricy igrały z ogniem, deklarując chęć opuszczenia jugosłowiańskiej federacji, znosząc wizy dla obcokrajowców (mimo ich obowiązywania w Jugosławii), prowadząc rozmowy z serbską opozycją, a nawet organizując własną armię. W końcu zareagowała druga strona – zdominowany przez Serbów parlament Jugosławii przyjął projekt zmian w konstytucji, zgodnie z którym Czarnogóra faktycznie przestaje być republiką i staje się podległym Belgradowi okręgiem.
Zwłoki Żeljka Rażnatovicia „Arkana”, jednego z największych zbrodniarzy wojny w byłej Jugosławii, zabitego 14 stycznia br., na dzień przed pogrzebem wystawiono w sali kolumnowej budynku związków zawodowych w Belgradzie. Dostąpił zaszczytów należnych mężom stanu. Tysiące Serbów przedefilowało przed jego trumną. Wśród nich zapewne wielu, żeby przekonać się, czy naprawdę został zabity.
Po paru miesiącach od jugosłowiańskiej wojny dociera do nas, w maszynopisie, wielowątkowy, niemal trzystustronicowy "Dziennik" Biserki Rajcić - świadectwo straszliwego zniszczenia Jugosławii i dramatu jej mieszkańców. Notowanie codziennych wydarzeń było dla Rajcić - propagatorki i znakomitej tłumaczki literatury polskiej na język serbski - nowym, jak pisze, ciekawym doświadczeniem. Na ogół nie schodziła do schronu i pod bombami starała się pracować także nad własną książką "Cywilizacja polska". Ma ona uzupełnić dorobek tłumaczki, obejmujący m.in. kilkadziesiąt przełożonych książek z dziedziny prozy, poezji, eseistyki, teorii literatury oraz książkę autorską "Poljsko pitanje" (1985, "Sprawa polska").
Historia dwóch przyjaciółek od dzieciństwa z jednego osiedla w kosowskiej Prisztinie. Gordana jest Serbką, a Jehona Albanką. Rozłączyła je serbsko-albańska waśń narodowa. Gdy się znów spotkały, uścisnęły się bez słowa.