Obie swoim radykalizmem tworzą swoiste polityczne kleszcze, którymi ściskają partie środka pozbawione już werwy, zdecydowania, ideowo zmurszałe. Ani Weidel, ani Wagenknecht nie da się już pominąć, obejść ani na wschodzie, ani na zachodzie.
Ponad 40 proc. głosów w Saksonii i prawie połowa w Turyngii przypadła partiom otwarcie antysystemowym. Jakie będą tego konsekwencje? Czy rząd Scholza upadnie i Niemcom grożą przedterminowe wybory?
Czy w Niemczech dojdzie do morderczego dla liberalnej demokracji prawicowo-lewicowego sojuszu? Polityczne centrum, które mogłoby mu się przeciwstawić, jest sparaliżowane.
Czy nowe ugrupowanie okaże się przeciwwagą dla coraz bardziej rasistowskiej AfD i alternatywą dla liberalnej lewicy? A może to tylko efekt manii wielkości osamotnionej w swych poglądach polityczki?
Fanka Stalina i NRD Sahra Wagenknecht może w nowym roku rozsadzić lewą stronę niemieckiej sceny politycznej. W reakcji niektórzy z nich oskarżają ją o celowy demontaż partii, widzą w niej wręcz prawicowego kreta.