Interwencja międzynarodowa była zbyt późna i słaba. Wymordowano tu prawie milion ludzi. Dziś Rwanda przezwycięża nienawiść.
Paul Kagame znów został prezydentem Rwandy. Obserwujmy go uważnie.
Dla jednych odważny reformator i wzorowy przywódca, dla innych autokrata i zbrodniarz wojenny.
Ten zapach jest słodkawy, tłusty, lepki. Osiada na skórze, spowija włosy, wpełza pod powieki, do nozdrzy, do ust. Zostaje. Nawet po pewnym czasie powraca niespodzianie. Kora mózgowa nie ma tu
Ten zapach jest słodkawy, tłusty, lepki. Osiada na skórze, spowija włosy, wpełza pod powieki, do nozdrzy, do ust. Zostaje. Nawet po pewnym czasie powraca niespodzianie. Kora mózgowa nie ma tu nic do gadania: decyduje coś starszego, głęboko zakorzenionego w zbiorowej pamięci gatunku. Ten zapach to sygnał alarmowy, ostrzegający przed najwyższym zagrożeniem.
Demokratyczna Republika Konga mogłaby być jednym z najbogatszych krajów świata. Ale zasoby naturalne stały się jej przekleństwem.
W Rwandzie nie ma już Hutu ani Tutsi. Za używanie tych określeń, czyli głoszenie ideologii podziałów, można trafić do więzienia, podobnie jak za krytykę partii rządzącej – Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego (RPF).
Francja odżegnuje się udziału w zbrodni i wskazuje palcem na prezydenta Rwandy: najpierw osądźcie jego.
Jak osądzić tych, którzy zabijali albo współuczestniczyli w szaleństwie zabijania? W Rwandzie sądy praktycznie przestały istnieć. Sędziowie sprzed plemiennej rzezi i wojny domowej 1994 r. zostali zamordowani lub sami oskarżeni o współudział w zbrodni. Zdecydowano się na bezprecedensowe rozwiązanie.
Słowo ibuka brzmi w Rwandzie jak rozkaz: Pamiętaj! Nie zapomnij o milionie braci, którzy zginęli od maczet. To także nazwa organizacji upamiętniającej poległych w chaosie ludobójstwa.