Zabójczy dla wszystkiego co żywe cyjanek sodu rozkłada się dużo szybciej niż ołów. Wyciek w rumuńskiej kopalni złota zabił faunę i florę w Cisie i częściowo w Dunaju. Ale katastrofa zatruła także Bałkany politycznie. Takie trucizny rozkładają się jeszcze dłużej niż metale ciężkie.
W 10 lat po obaleniu Nicolae Ceausescu w Bukareszcie zakończono wyprzedaż pozostałości majątku Geniusza Karpat i jego żony Eleny. Licytowano nie tylko samochody, motorówki, drogocenne futra, ale również czapki, piżamy i szlafroki dyktatora, prezenty z całego świata, gadżety oraz kiczowate portrety władcy Rumunii. Coraz mniej jest też uczestników wydarzeń, jakie towarzyszyły ujęciu, osądzeniu i rozstrzelaniu małżeństwa Ceausescu. Większość z nich odeszła bowiem z tego świata.
Górnicy z rumuńskiej Doliny Jiu, najsłynniejszej dziś doliny w Europie, mówią, że czują się jak zwierzęta w klatce. I w pracy, i w domu. W kopalni wiadomo - po węgiel sięgają już nawet na głębokość tysiąca metrów. A na powierzchni ze światem łączą ich tylko dwie górskie drogi. 180 tys. mieszkańców doliny żyje jak na wyspie.
W ubiegłą środę, wczesnym rankiem, rumuńska żandarmeria zatrzymała i krwawo spacyfikowała piąty (od 1990 r.) marsz górników na Bukareszt prowadzony przez Mirona Cozmę. "Węglowego Napoleona", jak nazywają w Dolinie Jiu związkowego przywódcę, aresztowano. Wszystkie poprzednie wyprawy były zwycięskie - górnicy zdobywali, co chcieli. Po ostatnim, styczniowym marszu, zakończonym upokorzeniem rządu i premiera Radu Vasile, wydawało się, że teraz wystarczy już tylko tupnąć nogą, aby rozpędzić tę władzę.
Bukareszt odetchnął. Nie spełniła się wizja najazdu górników na stolicę. Kiedy pokonali już piątą policyjną zaporę na drodze do miasta, rozbili wielotysięczne siły porządkowe i wydawało się, że tylko armia i ostra amunicja może ich powstrzymać, rząd ugiął się, zgodził na rozmowy i kupił czas. Bo odwołanie zamknięcia dwóch kopalń i 35-procentowe podwyżki górniczych zarobków nie rozwiązują żadnego z problemów.