Na granicy afgańskiej stanęło pod koniec września przeszło 250 tys. żołnierzy irańskich, zmobilizowano lotnictwo, a nawet marynarkę wojenną, choć Afganistan do morza nie przylega. Po drugiej stronie czeka na nich tylko 25 tys. żołnierzy talibów, ale za to dobrze zaprawionych w wojnie.
Rodzinny dom Haszema Mahamida, Araba, posła izraelskiej partii komunistycznej do parlamentu, stoi w górnej części miasteczka Um-el-Fahm w połowie drogi z Tel Awiwu do Nazaretu. Z dachu widać jak na dłoni plątaninę wąskich uliczek i zlepek szarych, nieotynkowanych domostw, zbudowanych w czasach, gdy osły i wielbłądy były jeszcze królami dróg. A z samego centrum tej szarej, kamiennej plamy wyrasta potężna budowla nowego meczetu, błyszczącą kopułą i smukłym minaretem drażniąca poczucie estetyki posła Mahamida.
Muzułmanom najbardziej przeszkadzają oświetlone krzyże na dachach, mimo iż dochód z chrześcijańskiej turystyki stanowi podstawę ich egzystencji. Czym bliżej uroczystości drugiego millenium, tym zawziętszy staje się spór o przyszły charakter miasta.