- To nie był deszcz ani oberwanie chmury, to niebo na nas runęło - wspomina Danuta Zając z ulicy Wolności w Szczytnej. W sobotnie przedpołudnie czyści wraz z rodziną dom z mułu i błota. Wody mieli po sufit. Z parteru stracili wszystko: - Mieliśmy szczęście, inni potracili życie.
Gdyby Polskę znów dotknęła powódź na miarę tej z lipca 1997 r., skutki byłyby równie opłakane jak przed rokiem. Tak niewiele polepszył się system zabezpieczeń. Zalane zostałyby te same miasta, wsie i fabryki, przerwane wały ochronne, zniszczone szpitale, szkoły, domy i drogi. Prawdopodobnie tylko uciekalibyśmy zdecydowanie szybciej.