Ciekawy przypadek reportażu uczestniczącego, który czyta się jak przygodową sensacyjną powieść.
Złoto skoczyło do 511 dol. za uncję. Cena najwyższa od 25 lat. Doda to otuchy poszukiwaczom skarbów. Czy podwodny robot Arturek rzeczywiście odkrył skarb na wyspie Robinson Crusoe?
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że reportaż Pawła Lekkiego „Wyszperaj to sam” (POLITYKA 16) jest pochwałą ludzi, którzy zapragnęli poznać (i posiąść) przeszłość człowieka za pomocą szpadla i saperki. Autor, podejmując się bowiem ambitnego zadania analizy zjawiska amatorskiego użytkowania wykrywaczy metali w celu poszukiwania zabytków archeologicznych, przyjął punkt widzenia ludzi, którzy nad szacunek dla przeszłości i poszanowanie prawa przedkładają potrzebę przygody i pożądanie eksponatów wzbogacających ich prywatne kolekcje.
Ziemia odmarzła, można w niej grzebać. W pole wychodzą nie tylko rolnicy; także poszukiwacze skarbów. A co potrafią znaleźć, pokazuje m.in. otwarta w Senacie wystawa „Odkrywcy i rabusie w archeologii” poświęcona plądrowaniu stanowisk archeologicznych w Polsce. Zjawisko to nasila się z każdym rokiem, a dyplomowani szperacze są praktycznie bezradni: zawodowi rabusie powodują nieodwracalne straty dla nauki. Problem w tym, że równie wielkie szkody przynosi złe prawo dotyczące znalezisk.
Jeszcze kilka lat temu największym wrogiem polskiego archeologa był polski chłop. Ten, co za żadne starożytne skarby nie pozwoli sobie przekopać pola z kapustą. Chłopa z siekierą zastąpił jednak z czasem miastowy z wykrywaczem metalu. Hobbysta doskonale obyty w terenie i regułach wykopaliskowej odmiany ciuciubabki.