Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że reportaż Pawła Lekkiego „Wyszperaj to sam” (POLITYKA 16) jest pochwałą ludzi, którzy zapragnęli poznać (i posiąść) przeszłość człowieka za pomocą szpadla i saperki. Autor, podejmując się bowiem ambitnego zadania analizy zjawiska amatorskiego użytkowania wykrywaczy metali w celu poszukiwania zabytków archeologicznych, przyjął punkt widzenia ludzi, którzy nad szacunek dla przeszłości i poszanowanie prawa przedkładają potrzebę przygody i pożądanie eksponatów wzbogacających ich prywatne kolekcje.
Ziemia odmarzła, można w niej grzebać. W pole wychodzą nie tylko rolnicy; także poszukiwacze skarbów. A co potrafią znaleźć, pokazuje m.in. otwarta w Senacie wystawa „Odkrywcy i rabusie w archeologii” poświęcona plądrowaniu stanowisk archeologicznych w Polsce. Zjawisko to nasila się z każdym rokiem, a dyplomowani szperacze są praktycznie bezradni: zawodowi rabusie powodują nieodwracalne straty dla nauki. Problem w tym, że równie wielkie szkody przynosi złe prawo dotyczące znalezisk.
Jeszcze kilka lat temu największym wrogiem polskiego archeologa był polski chłop. Ten, co za żadne starożytne skarby nie pozwoli sobie przekopać pola z kapustą. Chłopa z siekierą zastąpił jednak z czasem miastowy z wykrywaczem metalu. Hobbysta doskonale obyty w terenie i regułach wykopaliskowej odmiany ciuciubabki.