Majewski to jedna z najbardziej tajemniczych postaci w polskim biznesie. Przez Majewskiego stracił pracę prezes PKN Orlen Andrzej Modrzejewski, którym zainteresował się prokurator. Kim pan jest, panie Majewski?
W miniony czwartek duża grupa operacyjna UOP zatrzymała Andrzeja Modrzejewskiego, prezesa PKN Orlen, największej polskiej spółki. Następnego dnia niepokorna dotychczas rada nadzorcza Orlenu spełniła żądanie ministra skarbu Wiesława Kaczmarka i odwołała Modrzejewskiego. Minister przekonuje, że oba wydarzenia nie mają ze sobą nic wspólnego, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że przy pomocy służb specjalnych spacyfikował giełdową spółkę.
Na kilka dni przed wyborami prywatyzacja branży paliwowej niespodziewanie nabrała tempa. Minister Kamela-Sowińska zamierza zakończyć swe urzędowanie w resorcie skarbu sprzedażą 75 proc. akcji Rafinerii Gdańskiej i 17,5 proc. Polskiego Koncernu Naftowego Orlen. Wszystkich, którzy jej tego nie ułatwiają, usuwa bez pardonu.
Zarząd Nafty Polskiej – agendy Ministerstwa Skarbu Państwa do spraw prywatyzacji branży paliwowej – sprzeciwił się decyzji ministra skarbu dotyczącej sprzedaży pakietu akcji PKN Orlen i na znak protestu podał się do dymisji. Obie strony konfliktu zapewniają, że kieruje nimi troska o interes gospodarczy kraju, zaś przeciwnikom zarzucają działanie z pobudek politycznych. Cichym sprawcą konfliktu jest prezes PKN Orlen Andrzej Modrzejewski. Co nim kieruje? Troska o los spółki? Własne ambicje? Polityczne zobowiązania?
Przewodniczący OPZZ Maciej Manicki publicznie ostrzegł, że PKN Orlen SA nosi się z zamiarem wykupienia połowy akcji niemieckiej rafinerii w Leuna. Chce temu zapobiec, bo uważa, że Orlen wpadnie w pułapkę i sam zostanie łatwym łupem dla któregoś z wielkich koncernów. Wśród ekspertów zdania na ten temat są podzielone. Orlen jest oburzony publiczną debatą nad interesami prywatnej spółki.
Andrzej Chronowski, nowy minister skarbu, ma naturę wojownika. W przeciwieństwie do poprzedników mniej zajmują go sprawy prywatyzacji, bardziej zaś walka o władzę. W spółkach państwowych osadza własnych ludzi, przeprowadza ataki na firmy już sprywatyzowane, a nawet na takie, które od początku były prywatne. Pospiesznie buduje imperium, w skład którego wchodzą już największe i najbogatsze polskie firmy. Deklaruje, że działa w publicznym interesie, choć wiele wskazuje, że kieruje się osobistym, dość szczególnym zamysłem politycznym.
Warszawską giełdę zelektryzowała wieść o zainteresowaniu rosyjskiej firmy Łukoil Polskim Koncernem Naftowym Orlen SA. Inwestorzy uznali ją za prawdopodobną i zaczęli kupować akcje płockiej spółki, co spowodowało nagły wzrost kursu. Władze Orlenu uspokajają – firma nie utrzymuje kontaktów z Łukoilem, nie ma go też wśród dużych inwestorów posiadających akcje koncernu. Czy scenariusz wrogiego przejęcia polskiego monopolisty paliwowego przez rosyjskiego giganta to wymysł giełdowych spekulantów? Czy rzeczywiście Orlenowi nic nie grozi?
Od kilku tygodni Polski Koncern Naftowy intensywnie reklamuje znak ORLEN – symbol swej nowej tożsamości. Jednocześnie do lamusa odejdzie wkrótce jedna z najsłynniejszych polskich marek, która dla wielu kierowców stanowi synonim stacji paliwowej – CPN. Eksperci nie mogą się nadziwić, że PKN tak łatwo pozbywa się tego znaku wartego zapewne kilkaset milionów dolarów i rezygnuje z tradycji, która w handlu ma wartość bezcenną. Jednocześnie wydaje masę pieniędzy, by reklamować coś, czego nie ma. Ani stacji, ani wyrobów marki ORLEN nikt jeszcze nie widział.
Dla producenta nie ma nic bardziej atrakcyjnego niż monopol, zwłaszcza w dziedzinie, w której zbyt jest zagwarantowany. Dlatego nie ustają naciski, aby do Polskiego Koncernu Naftowego (który powstał z połączenia CPN i Petrochemii płockiej) włączać kolejne firmy. Chodzi zwłaszcza o wciąż samodzielną Rafinerię Gdańską.