„Sols el poble salva el poble”, pojawia się raz po raz w mediach społecznościowych. „Tylko lud ocali lud”. Prawica, zwłaszcza ta faszyzująca, mówi wprost – państwo nie działa.
Polska jest jedynym obok Włoch dużym krajem europejskim, w którym partie rządzące zdobyły więcej mandatów niż formacje opozycji. W kilku przypadkach wybory wywołały ogromne kryzysy.
Szef koalicyjnego rządu lewicy zdecydował, że pozostanie na stanowisku pomimo ataków ze strony prawicowej opozycji i śledztwa korupcyjnego w sprawie działalności jego żony. Nie oznacza to jednak, że do Hiszpanii wraca stabilność.
Pedro Sánchez pozostanie premierem w zamian za amnestię dla katalońskich independentystów. To wysoka cena za utrzymanie władzy. Ale niewygórowana za jedność Hiszpanii.
W Hiszpanii miało być w końcu stabilnie, ale utworzenie rządu tylko spolaryzowało społeczeństwo. Nowy premier Królestwa – Pedro Sánchez z liberalno-lewicowego PSOE – przez niektórych widziany jest jako zbawiciel, przez innych jako kryminalista.
Premier Sánchez zaproponował amnestię ponad 1,4 tys. katalońskim działaczom ściganym przez hiszpańskie sądy.
W Hiszpanii wrze, odkąd Pedro Sánchez zawiązał taktyczny sojusz z katalońską partią Junts. W miastach wybuchły zamieszki, weteran krajowej prawicy został postrzelony w głowę.
Ideologicznemu żarowi prawicy premier Pedro Sánchez przeciwstawił elastyczność i pragmatyzm. I przynajmniej na razie zatrzymał konserwatywną falę w Hiszpanii.
Wbrew przewidywaniom tu akurat mocny skręt w prawo nie nastąpił, a zamiast pewnego rozstrzygnięcia Hiszpania weszła w okres politycznego rozchwiania i niestabilności.
Hiszpańskie wybory dały zwycięstwo prawicowej Partii Ludowej, ale nawet z mandatami radykalnego Vox nie uda się jej zebrać wymaganej większości 176 głosów. Możliwe, że nowy rząd spróbuje zbudować lewica.