Coraz więcej kobiet na listach, kolejne coming outy i zaskakujące obietnice wyborcze. 16 listopada wybierzemy blisko 47 tys. radnych oraz ok. 2,5 tys. nowych włodarzy miast i gmin.
Przez opieszałość posłów i brak woli politycznej, ustawa suwakowa, czyli naprzemienne umieszczenie na liście wyborczej kobiet i mężczyzn, już na pewno nie będzie obowiązywała w tegorocznych wyborach.
O zaletach parytetów, agresji w polityce i poziomie szczęścia społecznego, a także przesądach na rolę kobiet w tym wszystkim – w wywiadzie dla POLITYKA.PL mówi Martha Nussbaum, znana amerykańska filozofka.
Po raz pierwszy kobiety miały zagwarantowane 35 proc. na listach wyborczych. Partie obsadziły paniami prawie 44 proc. wszystkich miejsc. W nowym Sejmie zajmą jednak niespełna 23 proc. ław. W porównaniu z poprzednią kadencją - niewielki wzrost.
Największy sukces feminizmu w Polsce polega na tym, że słowo feministka przestało oznaczać kompletną wariatkę.
35 proc. miejsc na listach wyborczych? A skąd my tyle kobiet weźmiemy? – narzekali politycy. Niepotrzebnie.
Prezydent podpisał ustawę wprowadzającą 35 – proc. kwoty na listach wyborczych. To sukces Kongresu Kobiet, który walczył o to przez półtora roku. Sukces największy może się okazać ostatnim, bo nie ma zgody, czym stowarzyszenie ma się teraz zająć.
Sejm przyjął parytety – ogłosiły serwisy informacyjne. I to sporą większością głosów. Ach jak europejsko, postępowo i światle. Tylko, że to nie prawda.
Na całym świecie władza nieuchronnie przechodzi w ręce kobiet. To nie postulat, to stwierdzenie oczywistości.
Australia, Finlandia, Słowacja – w ciągu tygodnia trzy państwa zachodnie postawiły kobiety na czele swoich rządów. Czy kryzys gospodarczy toruje kobietom drogę na szczyty władzy?