John McCain, republikanin nieobliczalny, słynie z zaskakujących decyzji, ale jego najnowszy królik z kapelusza zdumiał nawet ideowych sojuszników senatora. Na swojego wiceprezydenta wybrał nieznaną szerzej w USA gubernator Alaski, 44-letnią byłą wicemiss tego stanu, Sarah Palin.
Partia Republikańska ma cztery asy – byłego burmistrza, byłego gubernatora, byłego aktora i byłego oficera. Czy to wystarczy na pobicie królowej sondaży Hillary Clinton?
Wygrali przeciwnicy Busha. Z obu izb Kongresu zniknęli przyklaskujący prezydenckim pomysłom skorumpowani republikanie. To cena za Irak.
W Ameryce zapowiada się polityczne tsunami. W zbliżających się listopadowych wyborach Partia Republikańska może utracić większość w co najmniej jednej izbie Kongresu, w którym dominuje od 12 lat.
Żarliwy republikanin Tom DeLay, nazywany przez kolegów Młotem, w czasie afery rozporkowej chciał pozbawić urzędu prezydenta Clintona. Teraz sam ma kłopoty. Jak i cała jego formacja, która doszła do władzy pod hasłami moralnej odnowy. Dziś brzmią jak urągowisko.
Konwencja amerykańskiej Partii Republikańskiej przypominała mecz koszykówki ligi NBA – „na parkiecie sami czarni, na widowni niemal bez wyjątku biali”, jak powiedział (politycznie niepoprawny) satyryk Bill Maher. Tylu Murzynów, ilu przewinęło się przez scenę i mównicę tegorocznej przedwyborczej konwencji w Filadelfii, nie pojawiło się prawdopodobnie w całej historii odbywających się co cztery lata zjazdów. Najwyraźniej partia starała się zmienić oblicze. Chodzi zresztą nie tylko o Murzynów, bo niemal równie licznie paradowali na republikańskiej trybunie Latynosi i kobiety, a nie zabrakło nawet jawnego geja i rabina.
Mało kto przewidywał, że za skandal z Moniką Lewinsky zapłaci posadą nie prezydent Clinton, lecz jego największy antagonista - republikański przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich. Jako kapitan drużyny, która w wyborach poniosła dotkliwą porażkę, Gingrich musiał odejść. Mimo swych ogromnych zasług dla republikanów, których po czterdziestu latach uczynił większościową partią w Kongresie, okazał się w końcu dla niej zbyt uciążliwym balastem.
Zgodnie z wiedzą politologów partia rządząca w Białym Domu powinna przegrać wybory parlamentarne w połowie kampanii prezydenckiej, bo zawsze przegrywa. Toteż bardzo dobry rezultat Demokratów w wyborach uzupełniających do Kongresu to nie lada wyczyn; sytuacja tej partii - w związku z miłosnym skandalem prezydenta Clintona - była wyjątkowo trudna. A może zmienili się wyborcy?