Pięć kobiet z dawnej NRD: fotoreporterka, dziennikarka telewizyjna, specjalistka PR, właścicielka restauracji, adwokatka. W 1989 r. temu w ich życie nagle wdarł się Zachód. Jak wspominają dzień, kiedy runął berliński mur? Co im przyniósł?
Dwudziestoośmioletnia historia muru berlińskiego – wzniesionego w 1961 r., zburzonego w 1989 r. – to fantazyjne ucieczki z NRD wodą, ziemią i powietrzem – wpław, podkopem lub balonem, w przebudowanych samochodach, kufrach podróżnych. Mur to także ofiary: uciekinierzy zastrzeleni przez straż graniczną w centrum europejskiej metropolii. To efektowne akcje propagandowe: pikowanie radzieckich Migów nad Reichstagiem w czasie wyjazdowego posiedzenia Bundestagu w Berlinie Zachodnim, a także słynne historie szpiegowskie.
Kiedy Niemcy tak naprawdę wyśliznęły się Rosji? Gdy 9 listopada 1989 r. padł mur berliński? Gdy kanclerz Kohl w czerwcu 1990 r. przekonał sekretarza generalnego Gorbaczowa za 35 mld marek, że zjednoczone Niemcy będą lepszym partnerem dla ZSRR pozostając w NATO? A może w czasie lipcowych rozmów 2 plus 4, gdy delegacja radziecka już mogła tylko robić dobrą minę do złej gry? I kto naprawdę może nazywać się ojcem zjednoczonych Niemiec? Kohl? Gorbaczow? Opozycja w NRD?
Dziesięć lat temu, 9 listopada 1989 r. padł mur berliński. Ten dzień, przez wielu Niemców określany jako historyczny, szalony bądź - nieco chłodniej - jako najważniejszy w powojennej historii, nie stał się jednak świętem zjednoczonego już rok później kraju. A przecież w dniu 9 listopada splatają się wzloty i upadki narodu niemieckiego w dwudziestym wieku. Podręczniki historii wymieniają co najmniej cztery znaczące wydarzenia, które łączy ta data.
Wyborcy z dawnej NRD dwa razy przyczynili się do zwycięstwa wyborczego CDU/CSU kanclerza Helmuta Kohla. Sondaże wróżą, że w tegorocznych wyborach (27 września) partia Kohla zdoła utrzymać przy sobie nie więcej niż połowę dotychczasowych zwolenników we wschodnich landach zjednoczonych Niemiec.