Prezydent Andrzej Duda zapowiedział, że w pierwszej partii wysłane będą cztery myśliwce. Ukraina może otrzymać nawet eskadrę tych maszyn i co niezwykle istotne, od razu zacząć jej używać. Lotnicza koalicja może być szersza, ale przeżywa wewnętrzne problemy polityczne.
Jest wstępna decyzja o przekazaniu polskich i słowackich MiG-ów 29 Ukrainie. Razem to może być jakieś 30 sprawnych myśliwców, co pozwoliłoby przywrócić stan posiadania mniej więcej do poziomu sprzed wojny.
Już na początku konfliktu lub nawet wcześniej politycy PiS przyznawali sobie wyróżnione miejsce w Europie, a nawet w NATO. „Myśmy to przewidzieli”, „myśmy ostrzegali”, „teraz wszyscy mówią polskim głosem”.
Polska nie chce się sama narażać, Ameryka odmówiła wzięcia odpowiedzialności. Sytuacja wokół przekazania samolotów bojowych Ukrainie jest patowa, a publiczna wymiana zdań zaczyna budzić niesmak.
Na temat przekazania radzieckich samolotów z państw NATO walczącej Ukrainie panuje zastanawiająca niespójność przekazu. Amerykanie niby zachęcają, potencjalni donatorzy niby zaprzeczają, a im dłużej to trwa, tym bardziej wszystko traci sens dla operacji wojennej.
Kraje NATO mają przekazać Ukrainie 70 samolotów myśliwskich i szturmowych. Jeśli się uda, bardzo to wzmocni jej obronę powietrzną i podniesie koszty putinowskiej awantury. I my na tym też raczej nie stracimy.
Jeden z portali poinformował „o serii awarii po wznowieniu lotów” na MiG-29. Najważniejsze doniesienie brzmi: od myśliwca oderwał się spadochron. Dziennikarze potrafią człowieka rozweselić.
Po ponad dziewięciu miesiącach od ostatniego wypadku MiG-29 podjęto w końcu trudną decyzję: wznawiamy na nich loty. MiG-29 będą musiały wrócić do latania, bo z F-16 zaczęło być nie najlepiej.
Latając na Su-22, których w Polsce rozbiło się dziesięć, a na których zginęło ośmiu pilotów, zazdrościłem lotnikom latającym na MiG-29.
Katastrofa pod Pasłękiem to pierwszy w prawie 30-letniej historii użytkowania MiG-ów 29 w Polsce śmiertelny wypadek tej maszyny. Zginął doświadczony pilot.