Krzysztof Kukucki wprowadził 35-godzinny tydzień pracy w Urzędzie Miasta, wspiera walkę z bezpłatnymi stażami, ale przede wszystkim buduje mieszkania społeczne we Włocławku, a już wkrótce jego projekt obejmie całą Polskę.
Dostępne mieszkania w centralnych dzielnicach to próba politycznej korekty wolnego rynku na rzecz biedniejszych? Nic bardziej mylnego. Chodzi o lepsze miasto dla wszystkich.
Polityka lokalowa miast sprowadza się do zasady: jak najmniej lokali. I lokatorów.
Trójmiasto stało się poligonem. Testuje się tu dwa całkowicie odmienne sposoby walki z biedą i patologią: tworzenie gett i budowanie oaz.
Każda gmina ma obowiązek zapewnić dach nad głową mieszkańcom, którzy stracili wpływ na swoje życie i utracili dochody. A pod dachem dać minimum do codziennej egzystencji. Żory postawiły na kontenery wielkości garażu.
Zarabia za dużo, żeby ubiegać się o lokal komunalny, ale za mało, żeby mieszkanie kupić. Gdyby porzucił pracę i przeszedł na garnuszek pomocy społecznej, w której dzisiaj pracuje, miałby mieszkanie.
Od roku mamy wolne czynsze. Ale podwyżki zdarzają się rzadko. Do umiaru zmusza rynek oraz trudności z wyeksmitowaniem niepłacących lokatorów.
Jak Polska długa i szeroka władze miast i gmin rozglądają się za budynkami, w których można by urządzić mieszkania socjalne. Okoliczni mieszkańcy protestują. Nie chcą sąsiadować z biedą i patologią.
Wszystko trwało może godzinę, ale w ciągu tej godziny Teresa Kołodziejek, paląc papierosa za papierosem, przeskoczyła z jednej Polski do drugiej. Zabrała ze sobą telewizor, ciuchy, szafki kuchenne i parę drobiazgów. Chciała też zabrać regał, ale rozsypał się, gdy tylko go ruszyła.
Mieszkanie w Warszawie to skarb, zwłaszcza w centrum. Ceny za metr kwadratowy sięgają tu nawet 7–8 tys. zł. Co jakiś czas wybucha skandal – mieszkanie załatwił sobie polityk lub urzędnik. Nie zapłacił nic albo wielokrotnie mniej niż cena rynkowa. Sposobów jest kilka, a gra warta świeczki: zyski są krociowe, zaś ryzyko złamania sobie kariery politycznej znikome. Czas mija, nazwiska bohaterów skandali mieszkaniowych znikają z gazet, ale zostają na tabliczkach gabinetów i listach lokatorów.