Mięso z hodowli komórkowej ma realną szansę na komercjalizację także w Europie. Ale czy naprawdę jest już na to gotowe? Analizujemy wyzwania, którym musi jeszcze sprostać.
Pasztet strasburski, tradycyjne danie kuchni francuskiej, produkuje się w bestialski sposób. Ale jest szansa na jego etyczną wersję – foie gras produkowane z hodowli in vitro. Pionierski producent właśnie złożył wniosek o autoryzację.
Na rynek amerykański z przytupem wchodzą właśnie dwaj producenci mięsa otrzymywanego pozaustrojowo w bioreaktorach. Bez cierpienia zwierząt, w sposób mniej szkodliwy dla środowiska i bez różnicy w smaku dla konsumenta. To historyczna chwila.
Singapur od paru lat stara się produkować więcej własnej żywności. A że nie ma dużo miejsca pod uprawy i hodowlę, próbuje mięso i mleko hodować w laboratoriach. I patrząc na kurczące się zasoby planety, będzie to trend światowy.
Nie ma wątpliwości, że mięso otrzymane poza ustrojem zwierzęcia trafi na europejskie talerze. Najważniejsze pytanie brzmi: kiedy? Jesteśmy bliżej tego momentu niż kiedykolwiek.
Mięso z probówki daje nadzieję na to, że wszyscy będziemy mogli jeść mięso nieco zdrowsze, bo bez bakterii e coli, antybiotyków i innej chemii.
W Izraelu otwarto pierwszą na świecie restaurację serwującą mięso in vitro. To ważny krok w drodze do komercjalizacji tego typu produktów.
Coraz więcej firm oferujących produkty odzwierzęce stara się zwracać uwagę na aspekty środowiskowe i dobrostan zwierząt. Ile w tym jednak realnych działań, a ile marketingu?
Brak skutecznej bioasekuracji, skup chorych zwierząt na mięso, antybiotyki, choroba szalonych krów o atypowym charakterze – z wszystkimi tymi problemami muszą się mierzyć nie tylko polscy hodowcy, ale też konsumenci.
Co roku ten sam dylemat – jeść wigilijnego karpia czy nie jeść? Z jednej strony względy etyczne, zdrowotne, środowiskowe. Z drugiej – tradycja.