Twórcy filmu dla HBO szukają sprawiedliwości, wpisując się w nurt rozliczeń seksualnych nadużyć mężczyzn. Ale rodzi to tylko nowe konflikty.
Piosenkarz gustował w młodych dziewczynach, a często zaczynało się od „przygarnięcia” fanki z aspiracjami muzycznymi. Rozpoczął się proces R. Kelly’ego, głośny i w jakimś sensie symboliczny.
Upadek Andrew Cuomo, do niedawna gwiazdy demokratów z prezydenckim potencjałem, wydaje się ogromnym sukcesem ruchu #MeToo. Ale niektórzy mają wątpliwości.
Prokuratorzy ustalili, że gubernator Andrew Cuomo molestował seksualnie co najmniej 11 kobiet, naruszając zatwierdzone przez siebie stanowe prawa i normy zachowania. Joe Biden wezwał go do dymisji.
Sąd Najwyższy stanu Pensylwania uznał, że w sprawie Cosby’ego naruszono piątą poprawkę do konstytucji, gwarantującą Amerykanom prawo odmowy zeznań, które mogłyby ich pogrążyć w oczach systemu sprawiedliwości.
Nagrody Pulitzera dobrze oddają charakter burzliwego 2020 r., zdominowanego przez pandemię koronawirusa i przyspieszone przemiany społeczne.
Młode pokolenie ma dość „wzorców męskości” i autorytetów, którzy mylą flirt i uwodzenie z naruszaniem granic i balansowaniem na granicy gwałtu.
Poza trzecią falą pandemii przez Polskę przetacza się kolejna fala #MeToo. Młodzi absolwenci szkół artystycznych o nadużyciach mówią głośno i wskazują winnych z nazwiska. To element callout culture – kultury wywoływania. Ale czy to działa?
Londyńska policja prowadzi dochodzenia związane z napastowaniem i gwałtami w ponad stu szkołach. Szkoda, że skupiła się na mniej prestiżowych placówkach prywatnych.
Dwa nowe zarzuty postawiła prokuratura w Nowym Jorku Ghislaine Maxwell, wspólniczce i byłej kochance finansisty Jeffreya Epsteina, oskarżonej o „dostarczanie” mu kobiet, w tym nieletnich dziewcząt.