Nowa wystawa w Muzeum Polin i nowa książka o 1945 r. napisana przez Annę Bikont uderzają w jeden z najczulszych punktów naszej historii, opowiadają o Polsce wyzwolonej, ale nie tej wymarzonej. Tym tekstem „Polityka” rozpoczyna nowy cotygodniowy cykl.
Czytelnicy zapewne się zdziwią, gdy im powiem, napiszę, że ten „najszczęśliwszy dzień w moim życiu” to był dzień przybycia do obozu w Auschwitz… Ale spróbujmy wyjaśnić wszystko po kolei...
Żegnamy Mariana Turskiego, Wielkiego Człowieka, którego słuchał i doceniał cały świat. Ale żegnamy go też jako Przyjaciela i redakcyjnego kolegę. Pracował w naszym tygodniku od 1957 r. aż do swoich ostatnich dni. Przypominamy rozmowę z Nim z okazji 95. urodzin o Jego dzieciństwie, rodzinie i życiu po traumie.
W ostatnią niedzielę na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie Mariana Turskiego żegnały tłumy: rodzina, przyjaciele, bliscy, współpracownicy. Był obecny także prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier.
Ostrzegał Marian przed ponownym podziałem, skonfliktowaniem się Europy. Czyżby, patrząc na ten moment historii, lekcja drugiej wojny, Holokaustu, brutalności „wielkich mocarstw” poszła w niepamięć, napomnienia Turskiego puszczone mimo uszu?
Marian Turski odszedł 18 lutego. Twórca działu historycznego „Polityki” i muzeum Polin zostawia nas z ważnym przesłaniem. Dziś spoczął na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie.
Można przetrwać najgorsze. Może istnieć coś takiego jak triumf dobra i sprawiedliwość losu. To przesłanie Marian nam zostawił.
Marianie, będziemy kierować się Twoim przesłaniem, nie będziemy obojętni.
Kiedy przeszedł ze mną na „ty”, kiedy w dedykacji swojej książki użył słowa „przyjaciel”, to znaczyło wiele.
Marian Turski tworzył redakcję „Polityki” od zarania, współtworzył Muzeum Polin, przemawiał na najważniejszych forach. Był wielki, ale skromny. Nie do zapomnienia i nie do zastąpienia.