Wiadomość, że do miasteczka przyjedzie autentyczny Jacek Malczewski, budzi zwykle spore zainteresowanie. Czasem zgłosi się redaktor lokalnego radia z pytaniem, kiedy nadarzy się sposobność osobistej rozmowy z artystą, bo przydałoby się zrobić wywiadzik. Czasem - zjawi się starszy pan z lupą i godzinami, z zachwytem właściwym najdociekliwszym koneserom sztuki, będzie wpatrywał się w szczegóły szkicowanego piórkiem "Pędzącego zaprzęgu".
Są malarzami, chociaż nie używają rąk. Jedni nie mają ich w ogóle, inni stracili władzę w dłoniach. Być może otrzymaliście właśnie kartkę świąteczną lub kalendarz na nowy rok z ich obrazami. Nie domyślacie się nawet, że wielu z nich nie przetrwałoby nawet kilku dni bez bliskich, bez domu opieki społecznej. Choć Stanisław Kmiecik, który urodził się bez rąk, prowadzi samochód. Drzwi otwiera pilotem umieszczonym w bucie, nogą wkłada kluczyki do stacyjki, nogami trzyma kierownicę. Ale policjanci, gdy zatrzymują go za przekroczenie szybkości, muszą sami wyjmować dokumenty z jego kieszeni.
Salvador Dali. Wielki ekscentryk ocierający się nierzadko o zwykłą błazenadę. Twórca hagiograficznych autobiografii, artysta o wielu maskach, które zmieniał w zależności od okoliczności. Bardziej szczery bywał ponoć w grafikach, które właśnie możemy oglądać na wystawie we wrocławskim Muzeum Historycznym.
Emanujące spokojem pejzaże, nostalgiczne widoczki, kwiaty, morze nie pozwalają nawet przypuszczać, że tworzył je artysta, który był członkiem NSDAP, następnie banitą z wyroku hitlerowskich Niemiec, a po wojnie - mając ponad 80 lat - przeżywał chwile tryumfu. Dziś w każdym podręczniku historii sztuki pisze się o nim jako o jednym z najwybitniejszych przedstawicieli ekspresjonizmu. Jego prace możemy oglądać na wystawie w Krakowie.