Prosimy zapiąć pasy. Nasz narodowy przewoźnik PLL LOT znalazł się w obszarze silnych turbulencji. Minister skarbu postanowił wyrwać stery z rąk nowo wybranego prezesa spółki. Ostrzega, że nie cofnie się przed niczym, bo sytuacja zagraża bezpieczeństwu kraju. Czy ktoś wie, dokąd leci minister?
W minionym tygodniu miał się zakończyć polsko-turecki spór o podział rynku lotów czarterowych. Turcy zerwali rozmowy, bo nie godzą się na nasze warunki. Rząd tłumaczy, że chce chronić interesy polskich przewoźników. Ale czy ta ochrona jest rzeczywiście potrzebna i to w momencie, kiedy zaczął się właśnie turystyczny sezon obsługiwany głównie przez tanie pozarejsowe połączenia? Ta wojna czarterowa może też objąć inne popularne trasy urlopowe.
W minionym tygodniu Polskie Linie Lotnicze LOT podpisały porozumienie o współpracy handlowej z Lufthansą. To jeszcze nic wielkiego. W swojej długiej historii przewoźnik miał już różnych wpływowych partnerów w interesach. Tym razem jednak sytuacja jest inna. Zarząd firmy, mając zgodę Skarbu Państwa, faktycznie wybrał dla niej przyszłość i sojuszników na lata. Ruch jest śmiały, ale nie wszyscy potrafią się z niego cieszyć.
To nie katastrofa – uspokajał tydzień temu akcjonariuszy nowy szef Swissairu Mario Corti. Katastrofa jest wtedy, kiedy samolot spada. Ale jak nazwać spadek cen akcji renomowanej linii lotniczej niemal o połowę w ciągu tygodnia? Los akcjonariuszy szwajcarskiego przewoźnika mógłby nam być obojętny, gdyby razem z ich fortunami nie był zagrożony los linii LOT, której jedną trzecią akcji wykupił właśnie Swissair.
Przygotowania do prywatyzacji LOT trwały 8 lat. To był denerwujący pokaz ślamazarności i niekompetencji, za którą firma i Skarb Państwa zapłaciły wysoką cenę. Wreszcie szwajcarskie linie Swissair dostały wyłączność na negocjacje w sprawie zakupu 10 proc. akcji LOT i przyjęcie roli inwestora strategicznego.
Kończące się turystyczne lato dla wielu polskich biur podróży będzie ostatnim, w którym wystąpią w roli tour-operatorów, czyli biur organizujących wyjazdy. Niebawem większości przyjdzie handlować jedynie podróżami przygotowanymi przez 8-10 dużych biur, głównie tych z kapitałem zagranicznym, sprzedawać bilety i ubezpieczenia oraz ewentualnie organizować najmniej ryzykowne imprezy, z tzw. dojazdem własnym. Wiele biur zapewne zbankrutuje.