Niektórzy komentatorzy biadolą nad stanem demokracji w Zjednoczonym Królestwie, ale demokracja ma się tam bardzo dobrze.
Upadek rządu Liz Truss jest chorobowym objawem polityki w trybie instant, która ma zapewnić rozrywkę i natychmiastowy efekt.
Były kanclerz skarbu i jeden z faworytów niedawnej rywalizacji o fotel szefa torysów wreszcie się doczekał. Przeprowadzka na 10 Downing Street przypomina jednak wejście na pokład tonącego statku – i Rishi Sunak raczej tego nie zmieni.
Po zaledwie sześciu tygodniach u władzy, naznaczonych katastrofalną próbą wdrożenia swojej polityki finansowej i śmiercią królowej Elżbiety II, Liz Truss właśnie przestała być szefową brytyjskiego rządu. Jej partia pogrąża się w coraz większym chaosie.
Mało brakowało, a doszłoby do kolejnego upokorzenia – na kilka godzin notowania funta zniżyły się do poziomu dolara amerykańskiego na odległość 0,02 proc.
Pomysły Liz Truss na podniesienie brytyjskiej gospodarki z zapaści, oparte na cięciach i obniżce podatków, jeszcze na dobre nie ruszyły, a już zostały wstrzymane. Premierka traci autorytet i poparcie zaledwie po miesiącu rządów.
Nie takiego początku urzędowania spodziewała się nowa premier Wielkiej Brytanii Liz Truss. Nie takiej premier Liz Truss spodziewali się jej zwolennicy z Partii Konserwatywnej.
Liz Truss, 47-letnia matka dwóch córek, to taka „cicha woda” brytyjskiej polityki.
Schedę po Borisie Johnsonie przejmuje była już minister spraw zagranicznych z jego własnego gabinetu. Jej wybór oznacza zwrot jeszcze bardziej w stronę prawicy i próbę odtworzenia świata z epoki thatcheryzmu.
Rishi Sunak lub Liz Truss – ktoś z tej dwójki będzie nowym szefem torysów. I być może ostatnim konserwatywnym premierem Wielkiej Brytanii w przewidywalnej przyszłości.