Krążą plotki, że Twardowski też był Niemcem, który przyjechał do Polski zarabiać, a że akurat nie było sezonu na truskawki, to najął się u króla Zygmunta Augusta.
Bogu, choć srogi był, to sprawiedliwy, a poza tym lubił dramaty.
Gdańszczanie tak się rozpędzili z tym kocim safari, że lwy zaczęły lądować wszędzie, od herbu przez toalety.
Zanim fala popłynęła w dół Polski, księżniczki nakazały jej rozejrzeć się tylko szybko i wrócić z wiadomościami o północy. Zapomniały jednak sprecyzować, o którą północ im chodzi.
Mamy XIV w., Zamek Książąt Mazowieckich w Rawie również Mazowieckiej. Już nie jest za ciekawie, a to dopiero początek.
Ucieszył się Stachu ogromnie, bo wiedział, że państwo za węgiel zawsze zapłaci. I ogłosił, że zakłada miasto.
Jeżeli sądzicie, że nasi bohaterowie mieli wzniosłe albo jakiekolwiek inne cele, to ewidentnie musicie nadrobić polskie klechdy, bajania, a może i współczesną politykę zagraniczną.
Plotki mówią, że jeśli ktoś był odpowiednio łasy na złoto, Boruta zapraszał go na meeting biznesowy w lochach.
Wielcy panowie się go bali, bo jak wpadał do wsi, to nie pytał: „czy są państwo zainteresowani kupnem fotowoltaiki?”, tylko od razu: „gdzie sakiewka, dziedzicu?”.
To było dla króla jak grom z jasnego nieba. Jak podmuch wiatru, który zrywa człowiekowi czapkę z głowy. Jak zimna stopa jego żony Marii na królewskiej łydce w środku nocy.