Ten kraj, oprócz wszystkich letnich atrakcji, ma jeszcze jedną godną odkrycia: morze grzybów.
Tych świerków za dwa lata nie będzie. Wszystkie są do wycięcia – mówią drwale po słowackiej stronie Tatr.
Jak chronić cenne gatunki roślin przed wyginięciem? Najlepiej zdeponować je w banku. Na Dolnym Śląsku działa jeden z najnowocześniejszych leśnych banków genów w Europie.
Na pomysł sadzenia prywatnego lasu wpadł nie tylko polityk Paweł Piskorski. Także wielu rolników i prywatnych przedsiębiorców. Mniej przy tym liczą na zyski z wyrębu drewna, a bardziej na wyrąb unijnych dotacji.
Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe to potężna instytucja zarządzająca czwartą częścią terytorium Polski. Niepoliczalny magazyn drewna. Ma swoją konstytucję, własny podział administracyjny, armię urzędników, budżet i gigantyczny majątek. Prawdziwe państwo w państwie. A właściwie dżungla w państwie, jeśli wziąć pod uwagę karuzelę personalną, wirującą tam bezustannie, napędzaną przez politykę, a także nadużycia gospodarcze i poprawianie budżetu księgowymi sztuczkami.
Polskie fabryki kilka lat temu zaczęły meblować Europę od kuchni. Teraz urządzają również jej salony. Zarabiamy na tym 3,5 mld euro rocznie. A moglibyśmy trzykrotnie więcej.
Cudzoziemcom od dawna podoba się nasz kraj – niektórym tak bardzo, że wypierają nawet naszych rodzimych mieszkańców. Ta walka na śmierć i życie toczy się w lasach.
Połamane niczym zapałki drzewa, rozdęte trupy zabitych zwierząt, krzyki ptaków szukających gniazd. Głosy nawołujących się drwali, warkot tysięcy pił i dziesiątków ciężkich leśnych maszyn. Strach przed gigantycznym pożarem. Tak wygląda dziś Puszcza Piska i Borecka, wczoraj jedne z najpiękniejszych polskich lasów. Od czasu wielkiej powodzi w 1997 r. nie było w Polsce kataklizmu przyrody na taką skalę.
Na peryferiach Białej Podlaskiej ma powstać polskie Las Vegas: hotele, kasyna, tor Formuły 1, olimpijskie obiekty sportowe i gigantyczny port lotniczy. Od kilku lat mieszkańcy nadgranicznego miasta żyją wizją, jaką roztoczył turecki przedsiębiorca Vahap Toy. Przeszkodą jest jednak las, którego broni minister środowiska. Zdesperowani mieszkańcy odgrażają się, że jeśli trzeba, to puszczą las z dymem.
Gdy do wysokiej temperatury dodać silny wiatr i suchy busz, który rozciąga się na przestrzeni tysięcy kilometrów, a często także rękę podpalacza – skutki muszą być fatalne. W Australii rzecz jasna nie ma White Christmas, białego śnieżnego Bożego Narodzenia. Ale tegoroczne Black Christmas, czarne od dymu i zgliszcz, Australijczycy zapamiętają na długie lata. Ognia, który wtedy wybuchł, ciągle nie można ugasić.