Dopóki krzyż będzie traktowany na równi z herbem lub nawet wyżej, nie ma szans, żeby kwestia ta została rozwiązana w duchu nowoczesnej demokracji. I to jest poważny problem współczesnej Polski.
Zarządzenie prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego o usunięciu symboli religijnych z przestrzeni publicznych urzędu miasta wywołało kolejną krucjatę. Jej przebieg pokaże, czy Polska rzeczywiście się zmienia i laicyzuje.
W Polsce, jak wiadomo, wybraną religią, którą każdy ma prawo wyznawać, jest religia krzyża, który w związku z tym w ramach religijnej wolności może wisieć w każdym urzędzie.
W prowokacyjny sposób sięgając po kwestie światopoglądowe, Trzaskowski chce zwiększyć napięcie wypychające ludzi z pozycji umiarkowanych w skrajności. To strategia śmiertelnie groźna dla Lewicy, a wzmacniająca PiS. Niebezpieczna także dla Hołowni.
Jesteśmy w toku kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Słuszna decyzja prezydenta Warszawy już została oprotestowana przez prawicę. Jarosław Kaczyński zarzucił Trzaskowskiemu, że chce rozpalić swoim rozporządzeniem „wojnę religijną”, a „opcja europejska chce zniszczyć religię i zrobić z ludzi zwierzęta”.
Z pewnością taka intencja duchowa (obok tej politycznej) przyświeca Zbigniewowi Ziobrze, który domaga się, aby orzeł otrzymał nową, zamkniętą koronę, a w niej krzyż.
O powieszenie tablic na szkołach poprosił wójt Tuszowa Narodowego. I choć pewnie nie to miał na myśli, wyszedł na wielkiego Żyda.
Urzędnicy powołują się na kuriozalną opinię MEN, że „szkoła nie jest instytucją świecką”.
Na fali uczuć posmoleńskich przed Pałacem Prezydenckim postawiono krzyż. Stał się wzorem dla innych inicjatyw krzyżowych, dzieląc naród na Polaków prawych i lewych.
Każdy ruch totalitarny czy autorytarny tak się zaczyna: szukaniem drogi, która może doprowadzić zdeterminowaną mniejszość do władzy i do stworzenia nowego porządku, jak choćby IV RP – mówi Davies.