Polska dyplomacja zabiega w Azji o dodatkowe źródła ropy i gazu. Rozmach przedsięwzięcia urzeka. Skala przeszkód studzi zapał.
Nie rób ze mnie Kazacha! – mówią Uzbecy, kiedy czują, że ktoś chce ich wystrychnąć na dudka. Stosunki między tymi narodami nigdy nie były naprawdę przyjazne, mimo iż za czasów ZSRR, w wielkiej radzieckiej rodzinie, nie było miejsca na otwarte niesnaski i waśnie.
Z Ilicza, Jasnej Polany czy Zielonego Gaju – wielkich skupisk Polaków w Kazachstanie – nikt do Polski pewnie nie pojedzie. Ani na tegoroczne Boże Narodzenie, ani później, ani na stałe, ani nawet na trochę. Kołchoz jak raz człowieka w swoje objęcia weźmie, to już nie puści.
Przez piętnaście powojennych lat repatriowano do Polski 4,7 mln osób, a w pierwszej dekadzie III RP – oczywiście w zupełnie innych realiach – 2 tys. Przy tym tempie powrót Polaków z Kazachstanu potrwałby sto lat...
W Departamencie do Spraw Migracji i Uchodźstwa sterty kwestionariuszy wypełnionych przez chętnych do osiedlenia się w Polsce rozpatrują cztery osoby. Segregatory z dokumentami stoją w szafach, na podłodze, leżą na biurkach. Listy pisane są po polsku i cyrylicą. Autorzy tych ostatnich zapewniają jednak, że świetnie władają językiem polskim.
Dwa lata temu Brodowscy byli sławni (POLITYKA 35/96). Byli największą rodziną spośród wszystkich, które przyjechały w ramach akcji powrotu do ojczyzny Polaków z Wołynia, wywiezionych w latach trzydziestych na rozkaz Stalina do Kazachstanu. Do innych gmin zapraszających repatriantów przyjeżdżało zwykle po kilka osób. Brodowskich przyjechało do Lubina 29. Drugie tyle czekało na zaproszenia. Nie wyszło.
"Kirgiskie góry zakochały się w kazachskim stepie" - obwieściła na pierwszej stronie rządowa gazeta "Słowo Kirgistanu", zapowiadając w ten poetycki sposób iście królewski ślub. Oto w niedzielę 19 lipca 23-letni Ajdar, syn prezydenta Kirgizji Askara Akajewa, wziął za żonę 18-letnią Aliję, córkę władcy Kazachstanu Nursułtana Nazarbajewa.