Zestrzelenia samolotów pasażerskich zwykle zdarzają się w rejonach objętych wojną. W kontekście ostatnich wydarzeń w Teheranie przypominamy tragiczny lot irańskiego airbusa A300, strąconego w 1988 r. przez USA.
Zgodnie z podejrzeniami doszło do zestrzelenia ukraińskiego boeinga, który wystartował z Teheranu 9 stycznia. Iran przyznał to już oficjalnie. Czy ktoś coś z tego rozumie?
Prezydent Hasan Rowhani przyznał na Twitterze, że to pocisk wystrzelony przez Irańczyków trafił w ukraińskiego boeinga. Napisał o ludzkim błędzie i zapowiedział ukaranie winnych.
Na tym etapie nie jest wykluczona żadna z hipotez dotyczących katastrofy ukraińskiego boeinga w Iranie, ale pojawia się coraz więcej przesłanek wskazujących na zestrzelenie.
Jest w przypadku tej katastrofy kilka zastanawiających kwestii. Po pierwsze, samolot był całkiem nowy i przeszedł przegląd techniczny zaledwie dwa dni wcześniej.
O katastrofach fokkerów słyszy się rzadko, bo na świecie lata ich już niewiele. Do tej pory stracono 16 sztuk, więc i tak sporo. Nie musi to źle świadczyć o samolocie. Po prostu większość z nich trafiła do mniej renomowanych przewoźników.
Boeing wstrzymuje produkcję 737 Max i przestaje udawać, że samolot szybko wróci do służby. Dla linii takich jak Lot i Ryanair to zła wiadomość, ale najbardziej ucierpi amerykańska gospodarka.
Rosja przoduje pod względem liczby katastrof lotniczych i ofiar w ciągu ostatnich 10–15 lat.
Niedzielna katastrofa Sukhoi Superjet 100 pokazała, jak bardzo „bezpieczne” jest lotnictwo pasażerskie w Rosji. Rozbiła się całkiem nowa maszyna, z której Rosjanie są dumni, bo to jedyny w tym momencie seryjnie produkowany samolot pasażerski w kraju.
Wciąż liczą na wyciszenie skandalu, bo wielkiego wyboru po prostu nie mają.