Według raportu o stanie czytelnictwie 43 proc. Polaków przeczytało co najmniej jedną książkę. To wreszcie jakaś dobra wiadomość.
‚Ta historia wydarzyła się naprawdę”, głosi dopisek na okładce i nie jest to hasło na wyrost.
Klasyczny kryminał w skandynawskim stylu.
Znani polscy twórcy kryminałów weszli w nowe role: reporterów i gospodarzy programu telewizyjnego odsłaniającego kulisy zbrodni, które faktycznie się zdarzyły.
W ostatnim tomie „tetralogii żywiołów Saszy Załuskiej” wszystko miało się wyjaśnić. Niestety, nic się nie wyjaśnia – albo, można powiedzieć, że wyjaśnia kilka razy i nic się ze sobą nie zgadza, a co gorsza także z poprzednimi częściami cyklu.
Tym razem zamiast sążnistego kryminału otrzymaliśmy po prostu powieść obyczajową, która czasem zahacza o komendę policji, ale nigdy nie zostaje tam na długo.
Powinna była odłożyć słuchawkę, ale ją podpuścił. Podjęła grę, jak zwykle. Oboje to wiedzieli.
Rozmiar ponad 600-stronicowego „Pochłaniacza” robi wrażenie. Potem jest jeszcze lepiej.