Trochę to przypomina odhaczanie kolejnych, aktualnie głośnych tematów, z wątkiem ukraińsko-wołyńskim i dzisiejszym zagrożeniem wojną na finał.
Naiwność i głupota małopolskiego szlachcica Radoszewskiego (Michał Majnicz) jest wykorzystywana przez pazernych sąsiadów, którzy z kolei zostaną wykorzystani przez cyniczną arystokrację, zjeżdżającą z Wiednia, a kanwą opowieści są zbliżające się wybory do parlamentu.
Reżyser Jędrzej Piaskowski i dramaturg Hubert Sulima wracają do Czechowa.
W normalnych, niepandemicznych czasach szkoły waliłyby na ten spektakl całymi klasami.
Odwołania religijne są równie zaskakujące jak wszystko inne w tym tańczącym na linie zawieszonej między czułością a pretensjonalnością spektaklu.
Lubelskie przedstawienie historii trzech wykształconych sióstr z rosyjskiej prowincji, które marzyły o przeprowadzce do Moskwy i prawdziwym życiu, ma narratorkę.
Aktorzy, kiedy nie śpiewają, zbici w grupki albo pojedynczo wdzięczą się do widzów, przypominając stadko drobiu.
Bełkotliwemu tekstowi towarzyszą miniscenki utrzymane w pretensjonalnym, baśniowo-sennym klimacie i takież aktorstwo.