A jeśli obudzimy się w świecie, w którym całe społeczeństwo będzie regularnie czytać? O misji Instytutu Książki mówi jego dyrektor Grzegorz Jankowicz.
Przez ostatnie lata w literaturze wspierani i promowani za granicą byli swoi. Teraz ruszają porządki – i oby nie zgubiło się w nich to, co wcześniej działało. Ministerstwo kultury właśnie ogłosiło pełnomocnika ds. połączenia Instytutu Książki z Instytutem Literatury.
Kaczyński wiedział, że zanim weźmie się do pacyfikacji zbiorowej wyobraźni społeczeństwa, powinien najpierw wyciąć w pień kulturę. Trzeba przyznać, że to mu się prawie udało.
W drugiej kadencji resort Piotra Glińskiego rozdzielał fundusze sprawnie – bardziej z naciskiem na historię niż przyszłość, bardziej na tożsamość niż na codzienność. Pozostawał blisko artystycznych instytucji, ale w dystansie do samych artystów.
Spot Instytutu Książki robi wrażenie autoparodii ujętej w konwencji hollywoodzkiego kina – z ponurym angielskim lektorem w tle. Ale to nie parodia. To się dzieje na serio.
Gdy polscy i zagraniczni czytelnicy z entuzjazmem i honorami witali i witają noblistkę Olgę Tokarczuk, rodzimy Instytut Książki na targach we Frankfurcie ledwie ją zauważył.
Zadziwiające jest zadufanie nowej ekipy Instytutu Książki.
Szef Instytutu Książki Dariusz Jaworski chce promować tę rodzimą literaturę, którą do tej pory pomijano: religijną, filozoficzną, historyczną. Co może dowodzić, że niespecjalnie polski rynek zna.
Instytut Książki teraz blokuje tłumaczy. Skutek będzie taki, że powstanie po prostu o wiele mniej przekładów.
Pod listem podpisali się uznani polscy twórcy. Między innymi teść Andrzeja Dudy.