Masakry w Indonezji to rzecz normalna. Ale na wyspie Bali panował do tej pory spokój. Półtora miliona turystów (na trzy miliony mieszkańców) zostawiało tam rocznie siedem miliardów dolarów. Dziś wieje pustką.
Prezydent Wahid musiał odejść, choć nie chciał. Po niespełna dwóch latach jego niedołężnych rządów to samo zgromadzenie narodowe, które wyniosło go na szczyt władzy, złożyło Wahida z urzędu. Najwyższe stanowisko powierzono, córce twórcy niepodległej Indonezji pani Megawati Sukarnoputri, uważanej przez swych zwolenników za matkę narodu.
Impuls mógł przyjść z Filipin. Nie z powodu muzułmańskich secesjonistów porywających zakładników, ale za przykładem styczniowych masowych protestów przeciwko skorumpowanemu prezydentowi Estradzie. Indonezja też nie chce korupcji na szczytach władzy. Ale Abdurrahman Wahid, zwany przez swych zwolenników Gus Dur, zaprzecza oskarżeniom i ostrzega, że bez niego państwo się rozpadnie, a kraj pogrąży w chaosie. Miodowy miesiąc indonezyjskiej demokracji dobiegł końca.
Sceny jak z Rwandy albo Bośni. Jak z „Jądra ciemności” – odcięte głowy wbite na drągi. Amok w mroku dżungli. Uciekinierzy błagają o ochronę wojsko i policję. Ale prezydent nie przerywa dalekiej podróży zagranicznej. Młoda indonezyjska demokracja trzeszczy w szwach. Czego bronić: praw mniejszości czy integralności państwa rozrzuconego na ponad 13 tys. wysp?
Jeśli nie dojdzie do jakiegoś dramatycznego zwrotu, od jesieni tego roku prezydentem Indonezji, największego państwa muzułmańskiego, będzie 54-letnia Megawati Sukarnoputri. Jest ona córką Sukarno, pierwszego prezydenta niepodległej Indonezji. Lud nadał już jej przydomek: królowa sprawiedliwości.
Gdy rok temu generał Suharto musiał ustąpić po 33 latach rządzenia Indonezją, jego najbliższy zausznik Jusuf Habibie - wyznaczony na następcę - obiecał zbuntowanej ludności demokrację. W czerwcu Indonezyjczycy mają po raz pierwszy wybierać prawdziwy parlament spośród kandydatów 48 partii. Jednak nagła demokracja może przynieść temu archipelagowi sześciu tysięcy wysp więcej kłopotów niż korzyści, a świat wpędzić w tarapaty, przy których zbledną skutki kryzysów irackiego czy kosowskiego.