Lewicowi awangardowi plastycy podczas drugiej wojny rozwinęli sztukę… zabijania. Należeli do specgrupy Gwardii Ludowej, ekipy komunistycznych likwidatorów.
Polsko-kanadyjska produkcja zadebiutuje na ekranach kin 19 kwietnia czyli dokładnie w rocznicę Powstania w Getcie Warszawskim.
Zatopienie krążownika „Blücher” w pierwszych godzinach inwazji na Norwegię było spektakularną, choć nieco zapomnianą, porażką Kriegsmarine.
Kolaboracja mieszkańców Podhala doczekała się fabularnego filmu. Ale w czasie II wojny światowej również na nizinach Polacy kolaborowali z Niemcami.
Ostatnie żyjące nad Tybrem ofiary zbrodni nazistowskich ruszyły do sądów po odszkodowania. Jak na razie skutecznie blokują je prawnicy włoskiego rządu.
W kolejnym „liście z przyszłości” prof. Marek Węcowski pisze o naszych dzisiejszych dylematach politycznych z punktu widzenia fikcyjnego przyszłego obserwatora.
II wojna światowa nagle staje się przeżyciem bardzo współczesnym. Warstwa wizualna bierze tutaj górę nad narracyjną, tekst nie jest tak ważny jak obraz. A Polacy i ich perspektywa pojawiają się tam, gdzie muszą.
Jest w tej historii wszystko, co mogłoby posłużyć do napisania scenariusza filmu sensacyjnego – znikające diamenty, atak myśliwców, słoneczna plaża nad Pacyfikiem, bohaterski pilot. Niestety, jest również ludzka tragedia, o której warto opowiedzieć.
SS „Stephen Hopkins”, frachtowiec typu „Liberty”, który zatopił niemieckiego raidera.
Znaczenie lotnictwa wojskowi oceniali różnie – od negowania wszelkiego wpływu na wynik wojny „aparatów z płótna i drutu fortepianowego” do uznania go za siłę rozstrzygającą. Poniżej ten drugi przypadek.