Był wyrazem aspiracji i pragnień tych, których nazwano później boomerami. 35-letnia historia warszawskiego hotelu Marriott skończyła się nagle. Choć przecież stoi, zniknął nawet z map Google’a.
Największy i wielokrotnie krytykowany hotel w Polsce już od trzech lat miał przyjmować gości w nadmorskim Pobierowie. Ale dobrze, że ciągle jest zamknięty. Nie będzie dla gminy Rewal żyłą złota, a kłopoty mogą być spore, gdy w końcu ruszy.
Tak jak Supersam na placu Unii Lubelskiej był więcej niż pawilonem handlowym, a McDonald’s przy Świętokrzyskiej więcej niż fast foodem, tak warszawski Marriott przy Alejach Jerozolimskich to więcej niż hotel. To mit i legenda. I symbol minionych czasów, eksplozji polskiej transformacji.
Mieszkańcy nadmorskich obszarów już nie chcą tego, co kilka lat temu postrzegali jako szansę. Czyli – wielkich inwestycji. Czy nie za późno się ocknęli? Ich obawy mają podtekst nie tylko ekonomiczny.
W XIX wieku to był świetny interes. Do Łodzi przyjeżdżali kupcy z Europy i Azji, przemysłowcy, bankierzy, milionerzy. A Grand był hotelem największym i najbardziej nowoczesnym. Po latach remontu słynny hotel znów będzie otwarty.
Odszedł król polskich hoteli – mówią miłośnicy Tadeusza Gołębiewskiego. – Niestety jego hotele zostały – dodają oponenci.
Biznes już od ponad roku walczy ze skutkami pandemii. Firmy testują różne strategie. Ale większość polskich przedsiębiorców imponuje zaradnością, uporem i sprytem.
W związku z pandemią oraz brakiem gości właściciel krakowskiego hotelu udostępnił za darmo pokoje potrzebującym. Teraz wszyscy razem czekają, aż ich los się odmieni.
Forsując nieżyciowe przepisy dotyczące ferii zimowych, partia rządząca zgotowała sobie bunt w gronie najwierniejszego elektoratu. Z Podhalem na szpicy.