W bogatym i cywilizowanym świecie rośnie liczba alergików. Prawdopodobnie współczesny człowiek przesadził z higieną.
Jak co roku w czasie wakacji załatwiliśmy Polskę wzdłuż i wszerz. Od gór po morze. Zapaskudzone są nadbałtyckie wydmy, parkingi leśne przypominają szamba, górskie doliny mienią się serpentynami papieru toaletowego.
Zanim wetrzesz w ciało kolejną porcję kremu lub wody toaletowej, pomyśl, jak zareaguje twoja skóra na tę nową dawkę chemii. Dotychczas nad bezpieczeństwem kosmetyków czuwał Państwowy Zakład Higieny. Od miesiąca obowiązuje ustawa, w myśl której cała odpowiedzialność za jakość kosmetyku i wszelkie skutki jego działania spada na producenta.
W Polsce smród to zjawisko równie powszechne jak wstydliwe. Eufemistycznie określane jako „przykra woń”, „brzydkie zapachy” czy „zepsute powietrze”. Na co dzień psują nam powietrze zakłady przetwórstwa mięsa, ryb i utylizacyjne, fermy, lakiernie, papiernie, kipiące szamba, wysypiska, źle zaprojektowane oczyszczalnie ścieków, publiczne ustępy. Niedawno zamknęliśmy 18 obszarów negocjacji z Unią Europejską na temat ochrony środowiska, wywalczywszy aż 9 okresów przejściowych. Ten sukces oznacza przedłużenie naszym zakładom czasu trucia i smrodzenia. Dlaczego wstydliwie pomija się smród w polskich przepisach udając, że nie ma on na nas negatywnego wpływu? A może wszyscy, łącznie z ustawodawcą, wierzymy w stare powiedzenie: „od smrodu jeszcze nikt nie umarł”?