PiS znalazł się w fazie paniki retorycznej. Czeka nas jeszcze ze strony ukochanych przywódców niejedna arcyciekawa konferencja prasowa i niejeden zdumiewający tweet. Gdy jest źle i władza się boi – ludzi i własnej bezradności – natychmiast zaczyna kozakować.
Prof. Steve Keen, ekonomista, o zgubnej wierze w niewidzialną siłę przywracającą równowagę po kryzysach oraz o tym, że stajemy u progu kryzysu, być może – ostatecznego.
Gospodarka jeszcze nie pikuje, ale nastroje społeczne już tak. Według CBOS grubo ponad połowa Polaków uważa, że nasze sprawy zmierzają w złą stronę. Dla opozycji to szansa. Ale i problem.
W marcu padł rekord, inflacja okazała się dwucyfrowa, wyniosła 11 proc., najwięcej od ponad 20 lat. W kwietniu zapewne i ten rekord zostanie pobity. Gospodarkę ogarnia inflacyjny pożar. Władza już biegnie z kanistrem benzyny.
Rosja zakręciła Polsce kurek z gazem, Polska zamknęła Rosjanom swój rynek węgla. W planie mamy całkowite odcięcie się od rosyjskiej ropy, paliw oraz gazu LPG. To dla polskiej gospodarki rewolucja. Jaka będzie jej cena?
W sklepach ceny coraz wyższe, gonić je próbują stopy procentowe, a gdzieniegdzie pojawiają się nawet przestrogi przed recesją. Na pytanie, „co to będzie”, nie można niestety odpowiedzieć w inny niż standardowy dla ekonomistów sposób. Zaczynając od „to zależy”.
Inwazja Rosji na Ukrainę sprawiła, że znaleźliśmy się wszyscy w zupełnie nowej rzeczywistości. Polska gospodarka próbuje dziś tę rzeczywistość jakoś rozpoznać i ogarnąć.
Teraz mamy drożyznę i skandynawskie ceny, Polska 2050 obiecuje skandynawską jakość życia. Co zrobi, jak to osiągnie? Od czego zacznie dzień po wygranych wyborach? Tego, niestety, Szymon Hołownia nam dziś nie powiedział.
Sto lat temu galopująca inflacja, dodruk pieniędzy i lokowanie topniejących oszczędności w nieruchomościach skończyły się wyjściem ludzi na ulicę i upadkiem rządu. Czy dzisiaj może nas czekać powtórka z tamtych wydarzeń?
Po wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej politycy Zjednoczonej Prawicy wiedzą już, że pieniądze z Brukseli szybko się nie pojawią. Przekonują więc, że możemy się bez nich obejść, bo polska gospodarka jest silna i rozwija się endogennie. Czyli jak?