Antyglobaliści wszystkich krajów łączą się i nawet mają swojego Marksa
„Żal mi Davos. Utraciło swoje dziewictwo” – mówi Aleksander Kwaśniewski. Utraty dziewictwa w samym Davos na dorocznym Światowym Forum Gospodarczym nie widać, ale już na stacji kolejowej w Klosters tak. Ściągnięta z Genewy policja rozciąga zwoje drutu kolczastego wzdłuż torów kolejowych.
W zaciszu domów akademickich uniwersytetów Berkeley i Harvarda tworzy się metodologia nowoczesnej antyglobalizacyjnej protestacyjnej zadymy ulicznej. Do studenckich doświadczeń rodziców z 1968 r. należy dodać Internet i telefon komórkowy, amatorską wspinaczkę na biurowce, kilka pierwszych rozdziałów „Psychologii społecznej” Aronsona oraz wspomnienia weteranów z protestów w Seattle, Melbourne i Waszyngtonu. Tak się otrzymuje przepis na bój w Pradze: w imieniu światowej biedy przeciw ekspozyturze żarłocznego kapitalizmu w postaci Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Oczy świata kierują się na Pragę. Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy i ministrowie finansów Grupy Siedmiu nie przekonali koalicji antyglobalistów do swych pomysłów na łagodzenie skutków rodzącego się kapitalizmu informatycznego. Po Seattle, Waszyngtonie i Melbourne Praga stała się kolejnym polem konfrontacji między entuzjastami i krytykami nowej ekonomii. Jednak spór o kapitalizm trzeciego tysiąclecia toczy się przede wszystkim w gabinetach i salach konferencyjnych.