Ewelina Marciniak tworzy spektakle z rozmachem, ostatnio zresztą częściej w krajach niemieckojęzycznych niż w Polsce, i wiele z nich to realizacje dzieł autorów, którzy także rozmach cenili.
Za podstawę scenariusza posłużył „Stramer”, głośna powieść Mikołaja Łozińskiego o życiu żydowskiej rodziny w przedwojennym Tarnowie, oraz fragmenty „Wyjechali” W.G. Sebalda.
Aż dziw, że teatry w tym chaosie są w stanie pracować i przygotowywać premiery. A są – i to jak! Od końcówki maja możemy właściwie zamieszkać na widowni.
Ewelina Marciniak wraz z dramaturgiem Janem Czaplińskim przenieśli na scenę głośną we Francji autobiograficzną powieść Édouarda Louisa „Historia przemocy”.
To kolejny z wydłużającej się serii spektakli szukających w naszej historii analogii do współczesności.
Solidne, dobrze zagrane, słuszne i nudne.
Melancholia z książki zmienia się w chłód i bezbarwność kolejnych scen – instalacji. Tytułowa opozycja mapy i terytorium odbija się głównie w scenografii, widz kolejne części spektaklu ogląda na przemian z widowni i ze sceny.
Przeniesienie na scenę tysiącstronicowego, naszpikowanego wątkami i postaciami, ideami, kulturami i krajami, dzieła Olgi Tokarczuk wymaga silnej wizji.
Rozmowa z Eweliną Marciniak, reżyserką teatralną, laureatką Paszportu POLITYKI, o odbiorze spektaklu z parą aktorów porno, miłości do muzyki i rozbuchanych inscenizacji.
Co zaskakujące, mimo wagi poruszanych tematów spektakl Marciniak ani przez moment nie jest publicystyczny czy ciężki.