Rekordowo niskie temperatury sparaliżowały jeden z największych amerykańskich stanów, odcinając miliony ludzi od dostaw prądu. To przedsmak tego, co może nas czekać w przyszłości, również w Polsce.
W środku covidowej zawieruchy rząd przypomniał sobie o atomie. I znowelizował Polski Program Energetyki Jądrowej (PPEJ). Czy coś z tego wyniknie?
Wracamy do atomu, będziemy budować elektrownię jądrową. Choć takich deklaracji słyszeliśmy już wiele, moment złożenia tej może zaskakiwać. Trwa kampania wyborcza, a górnicy są wściekli na rząd. Ten atom wkurzy ich jeszcze bardziej.
Europa musi otrząsnąć się z letargu i zadbać o swoją strategiczną suwerenność – przekonywał prezydent Francji w przemówieniu w paryskiej Szkole Wojennej. To przekaz dla całej Europy.
Plany dotyczące budowy reaktorów jądrowych to dziś bardziej element polityki zagranicznej niż energetycznej. Ociąganie się polityków i brak postępów w realizacji polskiego programu atomowego przyniosą z pewnością opłakane skutki.
W niemieckim Philippsburgu odłączono od sieci reaktor B, a na tym nie koniec. Aktywiści protestują, bo widzą w energetyce jądrowej sojusznika w walce z kryzysem klimatycznym. Czy mają rację?
Energetyka konwencjonalna to energetyka wykorzystująca paliwa kopalne. Okazuje się, że jest jeszcze jedno znaczenie: to wizja energetyki roztaczana podczas konwencji programowej PiS. Tego typu energetyka konwencjonalna zapewnia paliwo polityczne.
W krajach naszego regionu nie dochodzą do skutku kolejne projekty budowy elektrowni jądrowych. Powraca pytanie o ekonomiczny sens ich powstania w Polsce.
Czy nie popadamy w paranoję, podejrzewając Rosjan o opóźnianie polskiego programu energetyki jądrowej, budowy Gazoportu i o wywołanie kryzysu w górnictwie?
Stan bezpieczeństwa energetycznego Unii Europejskiej da się streścić krótko: jest źle – będzie gorzej. Import energii kosztuje dziś Wspólnotę ponad miliard euro dziennie, a głównym dostawcą jest Rosja.