Nikt tak nie szkodzi chłopom jak ich nadgorliwi obrońcy. Poseł Zbigniew Chrzanowski ze Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego ma szansę przejść do historii jako ten, któremu udało się zniszczyć eksport polskich słodyczy. To duża sztuka.
Polska wysyła na Wschód nie tylko księży katolickich. Od ponad dziesięciu lat nasi eksperci gospodarczy podpowiadają władzom w kilkunastu państwach dawnego bloku sowieckiego, jak przeprowadzać rynkowe reformy. To już wręcz polska misja polityczno-cywilizacyjna, w dodatku z dużym budżetem.
Eksporterzy biją na alarm: ich firmom zagraża fala upadłości, a pracownikom masowe zwolnienia. Wszystko zaś za sprawą wysokiego kursu złotego, który rujnuje opłacalność wywozu. Tymczasem w ciągu pierwszych czterech miesięcy 2001 r. wartość eksportu sięgnęła 10 mld dol., a w kwietniu jego roczna dynamika wyniosła prawie 30 proc. Jak to wszystko pogodzić i wytłumaczyć?
Polski przedsiębiorca, który na wszelki wypadek woli pozostać anonimowy, przeklina polityków w Warszawie: Bawią się w demaskowanie rosyjskich szpiegów albo kabel światłowodowy urasta do urządzenia podsłuchowego, a my tu na rynku rosyjskim natychmiast czujemy oziębienie i tracimy miliony dolarów i tysiące miejsc pracy. Potwierdzają to, aczkolwiek w bardziej oględny sposób, ludzie z polskiego Biura Radcy Handlowego w Moskwie i z Banku Handlowego.
Miniony rok przyniósł wyraźną poprawę wyników handlu zagranicznego. Jak to się dzieje, że eksport rośnie, mimo że kurs euro i dolara słabnie, co czyni wywóz mniej opłacalnym?
Kondycja polskiego eksportu jest fatalna. Jak dotąd wszelkie nadzieje na jego odrodzenie okazały się złudne. Nie pomogło osłabienie złotówki w drugiej połowie ubiegłego roku, które miało pobudzić wywóz. Niewiele pomaga ożywienie koniunktury u partnerów handlowych. Zapaść jest tak głęboka, że rutynowe lekarstwa są nieskuteczne.
Bart Kaminski. Ekspert Banku Światowego, autor raportu o polskim eksporcie
Janusz Steinhoff. Minister gospodarki