Marek Magierowski miał w zwyczaju, pełniąc funkcję ambasadora w Izraelu, a potem w USA, podkreślać państwowy, a nie partykularnie polityczny charakter swojej misji. Dziś zadaje temu kłam, wchodząc w gorszące utarczki na linii Pałac Prezydencki–MSZ.
Z ogromnym niepokojem przyjąłem komentarze prezydenta po wygłoszonym exposé. Duda nazwał Sikorskiego „politykiem obozu, który współrealizował z politykami liberalno-lewicowymi Europejskiej Partii Ludowej politykę antypolską”. Antypolską? Nie liczę niestety na poprawę prezydenta ani głównych polityków PiS we współdziałaniu z rządem.
Ci, którzy pamiętają geopolityczne realia drugiej połowy lat 90. i znają ówczesną misję Adama Kobierackiego, wiedzą, jak nieproste wyzwania stały wówczas przed Polską.
O ile nie doszłoby do wyraźnego aktu wrogiego wobec Polski, i to wyłącznie dotyczącego naszego kraju, nie wycofywałbym ambasadora ani rangi stosunków nie zmieniał. Działać trzeba w sojuszu – nigdy solo.
Skąd ten spór? Według informacji „Polityki” wywołała go wolta prezydenta. Jeszcze w grudniu spotkał się z Sikorskim i miał mówić, że „wielkich problemów” z jego strony nie będzie.
Szef rosyjskiej dyplomacji wziął udział w spotkaniu ministrów spraw zagranicznych G20 w Rio de Janeiro. Pytany o wojnę w Ukrainie, odparł, że „dyskusja na ten temat nie jest konstruktywna”.
Radek Sikorski, po ośmiu latach smuty, wraca do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki? Ale i rzeka MSZ płynie inaczej, i Sikorski zmienił się wyraźnie.
Być może w żadnym resorcie nowa władza nie będzie miała tyle do sprzątania, co w MSZ. I nie chodzi tu tylko o personalia. Polityka zagraniczna to dziś obraz rumowiska.
Przypisywano mu moc sprawczą wojen wywoływania i kończenia. 29 listopada, w wieku ponad 100 lat, zmarł Henry Kissinger.
To, co stara się przedstawić serial „Reset” TVP, jest głównie zbiorem fantazmatów, jakby mających na celu zresetowanie stosunków polsko-rosyjskich do czasów zimnej wojny. Wszystko, byle PiS utrzymał się przy władzy.