Program budowy dróg i autostrad dojechał do niebezpiecznego zakrętu. Ceny surowców i paliw eksplodowały, brakuje pracowników. Branża budowlana przyszłość widzi w czarnych barwach. Straszy widmem bankructw i schodzeniem z budów.
Nowe stawki mandatów zrujnują niejedną kieszeń. Ale w szczytnym celu. Na polskich drogach ginie cztery razy więcej osób niż w wyniku zabójstw.
To sztandarowy projekt PiS, zapowiadany na jednym wydechu razem z przekopem Mierzei Wiślanej i CPK. Z przyrodniczego punktu widzenia przedsięwzięcie jest skandaliczne, w dodatku wymaga układu z reżimem Łukaszenki.
Wiele miast ogranicza ruch samochodowy. I napotyka na coraz silniejszy opór kierowców. Na ulicach zderzają się argumenty ekologiczne, społeczne, polityczne.
Zbudujemy 100 obwodnic – zapowiedział w kampanii wyborczej Mateusz Morawiecki. Reszta to pytania: dlaczego 100? Dlaczego jednym obiecano, a innym nie? Kiedy zbudują? I za co?
GDDKiA w październiku rozpisze wielki przetarg na system zarządzania ruchem, który może rozładować korki i poprawić bezpieczeństwo.
Na polskich drogach trwa konflikt: przechodniów z kierowcami, spacerowiczów z rowerzystami, kierowców z motocyklistami, rowerzystów z rolkarzami, transportu zbiorowego z indywidualnym. W tej wojnie trup ściele się gęsto – tylko w ciągu ostatniej majówki zginęło 51 osób. Czy jest szansa na pokojowe współistnienie?
Rząd podniósł o 28 mld zł do 135 mld budżet Programu Budowy Dróg Krajowych do 2023 r. Przyznał, że jednak nie da się zbudować więcej za mniej.
Wszystko wskazuje na to, że ministrowi infrastruktury lepiej wychodzi opowiadanie o inwestycjach niż ich realizowanie.
Pozostawiony przez poprzedni rząd plan budowy szybkich dróg był nie do zrealizowania, choć PiS twierdził, że da radę. Już widać, że nie da.