Gdyby na rozszerzeniach obowiązywał próg 30 proc., mielibyśmy egzaminacyjną katastrofę, a nie sukces. Tu nawet zero zalicza. Najbardziej przy tym dziwią wyniki matur z historii. Przedmiot niezwykle hołubiony przez PiS, oczko w głowie ministra Czarnka, a szału nie ma.
Wyniki zapewne byłyby jeszcze niższe, gdyby za tworzenie testów, przebieg egzaminów, sprawdzanie arkuszy egzaminacyjnych i ogłaszanie wyników nie odpowiadała ta sama instytucja. Obecnie błędy są ukrywane, często powielane w następnych latach, gdyż z powodu braku kontroli zewnętrznej CKE może czuć się bezkarna.
W poprzednich latach nie pomogły prośby i groźby. Arkusze maturalne przed godziną zero trafiały w niepowołane ręce i wyciekały do internetu. Centralna Komisja Egzaminacyjna ustaliła, że najsłabszym ogniwem łańcucha dostaw są dyrektorzy szkół.
Dwa następne roczniki maturzystów muszą mieć świadomość, że będą mieć takie egzaminy, jakie sobie wywalczą. Siedzenie cicho i czekanie, co wymyśli Czarnek, to duży błąd.
Można być wręcz pełnym uznania, że w szaleństwie towarzyszącym „deformie” i zmianach w szkolnictwie udało się zachować poziom porównywalny do tego w poprzednich latach.