Egzamin w grudniu, w szczególności z polskiego i języków obcych, oznacza, że nauczyciele są przytłoczeni pracą przed samymi świętami. W szkołach panuje już rozprężenie, a połowa uczniów leży chora.
Próbna matura z języka polskiego okazała się sprawdzianem przede wszystkim dla pracowników CKE. Oceniam ich umiejętności jako nieodpowiednie dla funkcji, jakie pełnią. Muszą się jeszcze wiele nauczyć.
Dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej jeszcze niedawno zarzekał się, że niczego nie trzeba zmieniać, gdyż matura według formuły 2023 sprawdziła się idealnie. Teraz okazuje się, że potrzebne są fundamentalne zmiany.
Od lat uważam, że matura sama w sobie do niczego nie jest potrzebna. Kiedyś nasunęło mi się skojarzenie, że to rytuał podobny do bierzmowania – mówi prof. Krzysztof Konarzewski, pedagog i były dykretor CKE.
Co by się stało, gdyby wszyscy uczniowie wystąpili o ponowne sprawdzenie pracy, nie tylko ci, którzy nie zdali lub mają niskie wyniki? – zastanawia się Paweł Lęcki, znany polonista, m.in. po głośnej sprawie maturzystki z Lublina.
Gdyby na rozszerzeniach obowiązywał próg 30 proc., mielibyśmy egzaminacyjną katastrofę, a nie sukces. Tu nawet zero zalicza. Najbardziej przy tym dziwią wyniki matur z historii. Przedmiot niezwykle hołubiony przez PiS, oczko w głowie ministra Czarnka, a szału nie ma.
Wyniki zapewne byłyby jeszcze niższe, gdyby za tworzenie testów, przebieg egzaminów, sprawdzanie arkuszy egzaminacyjnych i ogłaszanie wyników nie odpowiadała ta sama instytucja. Obecnie błędy są ukrywane, często powielane w następnych latach, gdyż z powodu braku kontroli zewnętrznej CKE może czuć się bezkarna.
W poprzednich latach nie pomogły prośby i groźby. Arkusze maturalne przed godziną zero trafiały w niepowołane ręce i wyciekały do internetu. Centralna Komisja Egzaminacyjna ustaliła, że najsłabszym ogniwem łańcucha dostaw są dyrektorzy szkół.
Dwa następne roczniki maturzystów muszą mieć świadomość, że będą mieć takie egzaminy, jakie sobie wywalczą. Siedzenie cicho i czekanie, co wymyśli Czarnek, to duży błąd.
Można być wręcz pełnym uznania, że w szaleństwie towarzyszącym „deformie” i zmianach w szkolnictwie udało się zachować poziom porównywalny do tego w poprzednich latach.