Zamknięcie browaru w Leżajsku miało przynieść Grupie Żywiec oszczędności. Na razie przynosi straty. Głównie wizerunkowe, bo na Podkarpaciu lepiej nie zamykać firm. Zwłaszcza w trakcie kampanii.
Domowa do niedawna zabawa w warzenie piwa zamieniła się w piwną rewolucję. Co z tego wynikło?
W krajowych browarach alarm: piwowarzy z Niemiec, Czech i Słowacji stanęli u naszych granic. Piwni giganci mogą nas zalać swoim tańszym trunkiem.
W Braniewie wielu rozmyśla o Ożarowie. Właściciel zamyka bowiem browar. Bez browaru na miasto można założyć pokrowce. Ludzie patrzą w przeszłość i żałują: trzeba było strajkować, a może nawet bić się jak w Ożarowie.
– Dokąd idziesz? – Na piwo. – Ty to potrafisz namówić – głosi potoczny męski dialog. Istotnie namawiać nie trzeba: wypijamy 24 mln hektolitrów piwa rocznie, dwa razy więcej niż jeszcze dziesięć lat temu.
Browar gdański należący do Hevelius Brewing Company (HBC) miał być „perłą przynoszącą splendor miastu”. Tymi słowy Zdzisław Bogusz, szef firmy, agitował radnych do sprzedaży HBC spółce Brewpole B.V. A oto finał: browar zlikwidowany, ludzie zwolnieni, zdemontowane nowiuteńkie urządzenia warzą piwo gdzie indziej, gmina Gdańsk procesuje się o odszkodowanie, zaś Z. Bogusz przygotowuje do prywatyzacji kolejną firmę komunalną.
326 mln zł zażądał od Skarbu Państwa Kazimierz Badeni, jeden ze spadkobierców arcyksięcia Karola Olbrachta Habsburga – przedwojennego właściciela Browaru Żywiec. Następnego dnia, pod wrażeniem ogromu swych żądań, wycofał pozew z sądu. Nie oznacza to jednak rezygnacji Habsburgów z roszczeń do żywieckiego majątku. Spadkobiercy dwóch wielkich rodów piwowarskich – Habsburgów żywieckich i okocimskich Goetzów – prowadzą walkę o utracone browary.
Moda na poszukiwanie szlachetnie urodzonych przodków nie ominęła gospodarki. Wiele firm odkrywa, że długa i barwna historia ma wartość handlową i może stać się skuteczną bronią w walce rynkowej. Te, które w przeszłości należały do rodzin magnackich, porzucają więc swe peerelowskie znaki firmowe i wracają do herbów dawnych właścicieli. Nie obywa się to jednak bez konfliktów.
Zwolennicy reklamy piwa mówią, że naród będzie fizycznie i moralnie zdrowszy, jeśli zrezygnuje z wódki na rzecz lżejszego piwa. Przeciwnikom także chodzi o naród, a zwłaszcza jego przyszłość - młodzież. Dla niej piwo jest tak samo groźne. Parlamentarzystów rozgrzewa powszechnie omijany zakaz reklamy. Jedne partie (AWS, ROP) usiłują prawo uszczelnić, inne (SLD, UW) zliberalizować. W Sejmie zwyciężyła opcja druga, ale Senat ją odrzucił. Teraz piwo znów warzy Sejm. Argumenty o wpływie reklamy na spożycie są ważkie, ale nie jedyne. W tym wszystkim chodzi również o pieniądze. Co roku przepijamy 4,5 miliarda dolarów. Na rynku zrobiło się ciasno, a każdy wytwórca chciałby sprzedać więcej. Obóz piwa zaatakował więc obóz wódki. W tej walce piwo zdaje się być mocniejsze.