Znów głośno o samolotach Boeinga. Tym razem winien jest silnik firmy Pratt&Whitney, która wyposaży także nasze F-35. Ostatnie lata wskazują, że coś złego dzieje się z amerykańskim przemysłem lotniczym, tradycyjnie dominującym na świecie.
Prezydent Hasan Rowhani przyznał na Twitterze, że to pocisk wystrzelony przez Irańczyków trafił w ukraińskiego boeinga. Napisał o ludzkim błędzie i zapowiedział ukaranie winnych.
Jest w przypadku tej katastrofy kilka zastanawiających kwestii. Po pierwsze, samolot był całkiem nowy i przeszedł przegląd techniczny zaledwie dwa dni wcześniej.
Boeing wstrzymuje produkcję 737 Max i przestaje udawać, że samolot szybko wróci do służby. Dla linii takich jak Lot i Ryanair to zła wiadomość, ale najbardziej ucierpi amerykańska gospodarka.
Co robić z pasażerskimi samolotami, którymi nie wolno latać? Dzisiaj to ból głowy szefów kilkunastu linii lotniczych, które w swoich flotach mają w sumie kilkaset boeingów 737 Max uziemionych po katastrofach. Straty dla branży będą wielkie.
Mimo uziemienia boeingów 737 MAX i końca produkcji airbusa A380 dwaj najwięksi producenci nie mają konkurencji.
Wciąż liczą na wyciszenie skandalu, bo wielkiego wyboru po prostu nie mają.
Wstępny raport komisji badającej okoliczności wypadku etiopskiego boeinga 737 max 8 ujawnił, że zawinił system MCAS. A to niejedyny problem firmy.
Przemodelowanie procedur certyfikacji nowych samolotów to większe wyzwanie niż doraźne naprawienie niedopracowanego systemu w boeingach 737 max.
Okazuje się, że najbardziej prawdopodobną przyczyną obu tragedii był... system, który ma zapobiegać wypadkom. Gdyby go nie było, zapewne nic by się nie stało. Ironia losu?