Przepaść pomiędzy biedą a bogactwem pogłębia się coraz bardziej. W nadchodzących dziesięcioleciach, w dobie swobodnego przepływu pracy, informacji oraz kapitału, do podtrzymania rozwoju cywilizacyjnego w zupełności wystarczy jedna piąta populacji. Powstaje pytanie, co zrobić z resztą. Tak narodziło się określenie "społeczeństwo 20:80", które na dobre zagościło w publicystyce traktującej o przyszłości cywilizacji.
Zjednoczone Emiraty Arabskie, Polska i Kostaryka to sam koniec peletonu krajów o wysokim HDI. Wskaźnik ten (Human Development Index, wskaźnik rozwoju społecznego) wymyślili ludzie z ONZ, których od dawna raziło, że wszelkie rankingi krajów układane są tylko według bogactwa wyrażonego w pieniądzu. A jak wyrazić inne kryteria? Jakość życia, zdrowie obywateli i ich wykształcenie?
Górnicy z rumuńskiej Doliny Jiu, najsłynniejszej dziś doliny w Europie, mówią, że czują się jak zwierzęta w klatce. I w pracy, i w domu. W kopalni wiadomo - po węgiel sięgają już nawet na głębokość tysiąca metrów. A na powierzchni ze światem łączą ich tylko dwie górskie drogi. 180 tys. mieszkańców doliny żyje jak na wyspie.
Przypominają o swoim istnieniu, kiedy zaczynają się mrozy. Wtedy trafiają do kronik wypadków. Nie są nigdzie zameldowani, nie płacą podatków, nie głosują, żyją poza systemem opieki społecznej. Dziewięćdziesiąt procent z nich prawdopodobnie nigdy nie wróci do normalnego życia. Tegorocznej zimy zamarzło już niemal sto osób.