Największy polski bank po raz kolejny zmienia nazwę, zachowując jednak ten sam od 80 lat skrót – PKO. Powszechna Kasa Oszczędności Bank Państwowy (PKO BP) nazywa się teraz PKO Bank Polski SA. Dzisiejsze spory wokół prywatyzacji Banku Polskiego ujawniły, że dla znacznej części polityków i opinii publicznej to nie jest zwykły bank, ale część narodowej tradycji. Faktycznie, w historii PKO odnajdujemy zapis burzliwych dziejów polskiej gospodarki mijającego stulecia.
Ewa Śleszyńska-Charewicz niespodziewanie zrezygnowała z funkcji generalnego inspektora nadzoru bankowego NBP. Nieoficjalnie mówi się, że przyczyną była m.in. upadłość Banku Staropolskiego, której nadzór bankowy nie zdołał zapobiec. NBP zdementował te spekulacje. Ale sprawa Staropolskiego zatacza coraz szersze kręgi. Wyraźnie widać już rozmiary szkód, jakie ta katastrofa wywołała na całym rynku finansowym. Na porządku dziennym staje też problem odpowiedzialności osób, które doprowadziły do najkosztowniejszego upadku w dziejach polskiej bankowości.
Trybunał Konstytucyjny potwierdził prawo urzędników skarbowych do wglądu w nasze prywatne konta bankowe. Uczciwy nie ma się czego obawiać, a nieuczciwych fiskus musi skutecznie ścigać – do takiego wniosku doszli sędziowie i większością głosów oddalili skargę rzecznika praw obywatelskich. Rzecznik zapowiada jednak kolejne skargi, bo lista instytucji uprawnionych do informacji o kontach bankowych obywateli rozrasta się w niepokojącym tempie.
Nie opuszcza nas ochota do życia na kredyt. Choć Rada Polityki Pieniężnej robi co może, byśmy więcej oszczędzali, a mniej pożyczali, to zadłużenie gospodarstw domowych systematycznie rośnie. Nic dziwnego, tworzymy z bankowcami zgrany tandem: my staramy się szybko nadrobić cywilizacyjne zaległości – kupować nowe samochody, pralki, lodówki – oni chcą na tym zarobić. Jesteśmy dla nich prawdziwą żyłą złota, bo swoje zobowiązania spłacamy na ogół sumiennie i regularnie. O kłopotach obie strony mówią niechętnie. Mimo to postanowiliśmy poznać ciemną stronę kredytowej gorączki.
Trwa rachowanie strat po upadku Banku Staropolskiego. Będą one zapewne większe niż wcześniej przewidywano, co boleśnie odczują nie tylko klienci poznańskiego bankruta, ale cały polski sektor bankowy. Jedynym optymistą jest Piotr Bykowski, główny udziałowiec Staropolskiego, którego działania, jak się powszechnie uważa, doprowadziły bank do upadku. Zapewnia, że los Staropolskiego nie jest ostatecznie przesądzony, a on sam uczestniczy w tworzeniu „nowych konstrukcji kapitałowych”.
Specjaliści od bankowości liczą sprawy prokuratorskie i sądowe, jakie wytoczyli sobie wzajemnie udziałowcy BIG Banku i dość bezradnie przyznają, że nie wiedzą, czym to wszystko się skończy i kiedy. Politycy coraz częściej przyznają, że jednak przesadzili i próbują wyplątać się z wcześniejszych, często nazbyt histerycznych oświadczeń i gestów. Ba, sprawa BIG Banku układa się w zdumiewającą historię polityczną.
Stosunki w BIG Banku Gdańskim kojarzą się zwykłym śmiertelnikom z emocjami z autobazaru. Zanim pieniądze i kluczyki przejdą z rąk do rąk, obie strony trzymają samochód za klamkę. Dwóch prezesów, dwa zarządy, dwie rady nadzorcze, atmosfera podejrzeń i przekrętów. Przed tygodniem tę rozgrywkę zastopował sąd dając szansę na zbadanie jej legalności i... komplikując ją jeszcze bardziej.
Krzysztof Pietraszkiewicz. Dyrektor Związku Banków Polskich