Kiedy w połowie grudnia 1995 r. w Paryżu trzej bałkańscy liderzy: Slobodan Miloszević, Franjo Tudjman i Alija Izetbegović, składali podpisy pod dokumentem pokojowym, kończył się najkrwawszy z jugosłowiańskich konfliktów, wojna w Bośni. Po 10 latach widać prawdziwych wygranych. I problemy, które pozostały.
Świat śledzi wojnę z terroryzmem, na Bałkany nie ma już czasu. Reporterzy wielkich światowych mediów przenieśli się do Afganistanu. W Brukseli, siedzibie NATO i Komisji Europejskiej, krąży powiedzenie: są dwie zasady dotyczące Bałkanów – pierwsza: nie mówimy o tym, druga: nie myślimy o tym. Ale odwrócenie oczu nie zmieni rzeczywistości. Południe Europy trawią nierozwiązane konflikty, ledwie przytłumione obecnością sił międzynarodowych. Mówiąc brutalnie, dziś chodzi o to, by Bałkany nie stały się europejską Palestyną, wiecznie jątrzącą raną, źródłem infekcji dla całego kontynentu.
Przed Trybunałem w Hadze stanął kolejny oskarżony o zbrodnie wojenne w byłej Jugosławii – chorwacki generał Rahim Ademi. Udał się tam dobrowolnie, choć gdyby tego nie uczynił, zostałby deportowany. Inny oskarżony, generał Ante Gotovina, rozpłynął się gdzieś w Hercegowinie. Chorwaci zdają kolejny egzamin z historii. Jedni są oburzeni wydaniem bohaterów, inni twierdzą, że takiego bohaterstwa naród powinien się wstydzić.
Stało się to, na co zanosiło się od dwóch lat: albańscy bojówkarze z byłej Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK) i innych organizacji paramilitarnych rozpoczęli działania zbrojne przeciwko Macedonii. W okolicach granicznej wioski Tanuszevci doszło do strzelaniny, w wyniku której trzech żołnierzy macedońskich poniosło śmierć. Regularne bitwy zwaśnionych stron, także z udziałem żołnierzy KFOR, mają miejsce niemal codziennie. Czy Macedonię czeka los Kosowa?
Stany Zjednoczone i Europa stoją w obliczu wyzwań nowej generacji. By je podjąć, Ameryka powinna zacząć od współdziałania ze swymi demokratycznymi partnerami i sojusznikami. Najbardziej naturalnymi są demokracje europejskie. Tymczasem niektórzy Europejczycy wciąż promują jedność starego kontynentu jako przeciwwagę względem Stanów Zjednoczonych. Jak na ironię taki punkt widzenia ujawnia brak zaufania w zdolność Europy do wniesienia wkładu w sprawy światowe.
Jiri Dienstbier. Sprawozdawca Komisji ONZ ds. Praw Człowieka