W drugim grupowym meczu WTA Finals w Rijadzie Iga Świątek okazała się słabsza od Coco Gauff. Przegrała 0:2 (3:6, 4:6). To jeszcze nie była wielka Iga, a sprawy awansu Polki do półfinału się skomplikowały.
Zawsze jest gorąco, kiedy spotykają się na korcie dwie najlepsze tenisistki na świecie. I jeszcze goręcej, gdy wygrywa Iga Świątek. Z wynikiem 6:2, 6:3 Polka już trzeci raz podnosi puchar w Rzymie.
To było jedno z największych tenisowych widowisk wielu ostatnich miesięcy. Olbrzymie emocje i najwyższy poziom od pierwszej do ostatniej piłki.
To był teatr jednej aktorki z podwarszawskiego Raszyna. Iga Świątek po raz pierwszy mistrzynią WTA Finals rozgrywanych w tym roku w meksykańskim Cancún. Polka pokonała Jessikę Pegulę 6:1, 6:0 i znów jest światowym numerem jeden kobiecego tenisa.
Dwie najlepsze tenisistki na świecie zagrały zacięty mecz o finał turnieju rangi masters. Iga Świątek wygrała bardzo pewnie (6:3, 6:2), co oznacza, że może szybko wrócić na pierwsze miejsce rankingu WTA. Sezon ma znakomity.
Polka tym razem bez końcowego sukcesu w kolejnym turnieju. Swój udział w montrealskim „tysięczniku” zakończyła w półfinale po emocjonującym trzysetowym pojedynku z Jessicą Pegulą: 2:6, 7:6 (7:4) i 4:6.
Iga Świątek przegrała w finale Madrid Mutua Open z Aryną Sabalenką w trzech setach (3:6, 6:3 i 3:6). Światowa jedynka uległa wiceliderce zasłużenie, choć niełatwo pisać te słowa, gdy się kibicuje Polce.