Nominacja filmu „Argentyna, 1985” do Oscara przypomniała światu o zbrodniach wojskowej junty. W Argentynie rozrachunki z przeszłością są tak żywe, jakby dyktatura skończyła się wczoraj.
Oba kraje przymierzały się do stworzenia wspólnej waluty w latach 80., miała się nazywać gaucho, na cześć pasterzy bydła z trawiastego pogranicza.
Prezydenci Brazylii i Argentyny chcą stworzyć sur, nową wspólną walutę, która zmniejszy zależność obu gospodarek od amerykańskiego dolara. Problem w tym, że w projekcie nie ma na razie nic poza ideą.
Zwycięstwo argentyńskiej drużyny na mundialu jest antydepresantem dla społeczeństwa poturbowanego przez dotkliwy kryzys. I wielkim haustem nadziei. Innej nie ma.
Prasa prześciga się w epitetach pod adresem kapitana reprezentacji, celebrując pierwszy tytuł mistrzowski od 1986 r. Radości nie ma końca, nie ma też jednak wzmianek o kontrowersyjnym zachowaniu piłkarzy kadry.
Na ciągle młodego Kyliana Mbappe i wiecznie młodego Lionela Messiego będą zwrócone oczy rzeszy kibiców. To największe postaci swoich zespołów, choć ich kolegom też nie można odmówić wielkości.
Choć żeby pokonać naszych Orłów, nie trzeba było wybitnych umiejętności, to wygrana wystarczyła, by Argentyńczycy znów uwierzyli w marzenia o mistrzostwie świata. A o Polakach nie mają najlepszego zdania.
Można się cieszyć z awansu do jednej ósmej mistrzostw w Katarze, ale byłoby wielką przesadą popadać w triumfalne tony. Polska miała więcej szczęścia niż umiejętności. Teraz spotka się z mistrzami świata – Francją.
Dał setki kilogramów złota Argentynie, zindustrializował Ziemię Ognistą, zakładał kopalnie, osady, budował drogi. Julius Popper był wizjonerem, a jednocześnie ludobójcą.
Zapewne niejeden Czytelnik (i Czytelniczka) fascynuje się Formułą 1. Czy jednak zdajemy sobie sprawę, że wśród ryczących silników i pędzących bolidów poza mistrzowskimi manewrami toczą się zmagania polityczne? I że wyścig taki mógł mieć wpływ na, powiedzmy, wynik rewolucji na Kubie?